Mieszkałam w tylu różnych
miejscach. Trochę podróżowałam, zaznałam namiastki życia podróżnika, bycia w
drodze, spania pod gołym niebem i w luksusowych willach. Jadłam suchy chleb,
który w chwilach głodu największym rarytasem. Piłam szampana na śniadanie przegryzając
gigantycznymi oliwkami i w chwilach gdy tylko chleb mym pocieszeniem nie
tęskniłam za luksusem gościnnych poranków.
Spałam na twardej podłodze i
miękkich materacach. Bywało, że marzyłam o ciepłej wodzie, kiedy przez wiele
tygodni na ciało lała się lodowata. Lubiąca lekkie jedzenie, przez dłuższy czas
jadłam ciężko smażone bo nie miałam innego wyjścia. Lubiąca ciszę, żyłam w
totalnym hałasie. Lubiąca minimalizm, trwałam w chaotycznym nieładzie. I ludzi
poznałam tych pijących szampana każdego poranka i tych z ręką żebraczą
wyciągniętą przed siebie.
Za każdym razem mój umysł
przyklejał się do idei znanego i bezpiecznego terenu. Nawet jeśli znajdowałam
się w mało komfortowych warunkach, lepsze były te niż, których jeszcze
nie poznałam. Ale jednak… Mimo wszystko… Za każdym razem fundowałam sobie
zmianę odklejając umysł, zeskrobując go ze ścian znajomych fundamentów. Brałam
go potem pod rękę i mówiłam:
- Chodź stary, czas ruszyć dalej.
- Ale tam dalej nie wiem co nasz
czeka – od razu pojawiała się z lekka roztrzęsiona myśl…
- No i na tym polega cała zabawa
skarbie!
- Mnie do śmiechu nie jest. Może
jednak tu zostaniemy? Bo co jeśli w tym Twoim nowym jakieś strachy żyją?
- A niech sobie żyją, chodź,
przekonajmy się, jak będzie za strasznie pójdziemy dalej szukać mniej
strasznego.
- Ale tu nam dobrze, po co dalej?
- Ach! No jasne, że nie musimy
dalej, ale jesteś kawulowym umysłem, więc tam gdzie Kawula tam i Ty, więc sorry
Winetou, nie masz wyjścia.
- A czy kiedyś się w końcu
zatrzymasz? Zbudujesz dom? No wiesz… Osiądziesz na stałe?
- Kochany, przecież cały czas
jestem w domu, tylko od czasu do czasu zmieniam adres korespondencyjny!
- Już przestaję Ciebie Kawula
rozumieć…
- I dobrze, nie musisz. Siedź
cicho i rozkoszuj się podróżą jak ja. W międzyczasie zapukaj do mojego serca,
umów się na filiżankę zielonej herbaty i posłuchaj co ma Ci do powiedzenia inna
część mnie. Wiem, że znasz drogę i w głębi swych zwojów myślowych rozumiesz to
kawulowe serce i wiesz, że nie można już inaczej, jak tylko w jego rytmie
wędrować…
- No tak… Bywa, że nie mam już
siły się z nim kłócić…
- Zuch chłopak! Tak trzymaj!
- A co teraz?
- Jak to co! Ruszamy dalej!
Zaszumiało, zadźwięczało i
podniebny, metalowy ptak zabrał mnie do nowego kraju, zatrzepotał stalowymi
skrzydłami i odleciał zostawiając mnie na obcej ziemi, gdzie umysł szybko
odkleił się od ust serca i zaczął nucić stare melodie budzące mnie w środku
nocy…
Umysł szuka różnic. Dzieli.
Tworzy dystans. Wymyśla, że czegoś brak, że za drogo, że inny smak, że inaczej.
Umysł porównuje. Ocenia. Tworzy podział. Umysł chce wrócić tam, gdzie już był,
co pachnie znajomo, nawet jeśli to smród jaja zamurowanego w dawnym domu. Umysł
nie bardzo ma ochotę uczyć się nowego. Zwoje neuronowe wiją się po staremu i
nie w smak im budowanie nowych połączeń. Ale mimo wszystko Kawula działa i
rusza dupę dalej. Nie musi, ale czuje, że chce. Czuje, że czas na kolejne
przeprogramowanie. Przecież doszło tyle nowych aktualizacji, nic dziwnego, że
stary system operacyjny Kawuli przestał się wyrabiać.
I choć bywa cholernie trudno
kiedy te zwoje na nowo się wyrabiają to dobrze funkcjonuję i z ekscytacją czekam aż
kurz opadnie, a hałas budowy zagłuszam śpiewem ptaków o poranku, melodią
deszczu dudniącego o okno w mojej nowej sypialni na poddaszu, śmiechem z przyjaciółką
na skype.
A przecież tak naprawdę nie ma
znaczenia gdzie jestem, jakim językiem mówię, gdzie śpię i co jem. Ważne co mam
w sercu bo przecież tam jest mój stały adres zameldowania. Nie jestem Polką,
Hiszpanką, Australijką ani Hawajką. Sama dla siebie jestem obywatelem
wewnętrznej ojczyzny. Sama mogę się wygnać i sama przyjąć do jądra.
Siadam więc w mojej nowej
ulubionej kawiarni, gdzie w ciągu godziny przetacza się różnobarwna fala ludzi.
Obserwuję jak wchodzą i wychodzą. Jak wybierają co zjeść. Jak rozmawiają. Jak
palą papierosy. Jak się śmieją. Jak czytają poranną gazetę. Jak jedynie
przechodzą. No… Po prostu życie obserwuję i sama umiejscawiam się pośród
kolorów pawiego ogona tego świata. Uśmiecham się. Popijam kawę z kartonowego
kubeczka. Sięgam po długopis kupiony w pośpiechu na Polskiej Poczcie i piszę
ciąg dalszy tego tekstu: Jesteś obywatelem Ziemi, nie ma powodu przywiązywać
się do jednego miejsca. Masz prawo tu być jak każdy inny. Obca ziemia jest taka
tylko dlatego, że sama siebie tak traktujesz. Odbierasz sobie prawo do bycia
tu, gdzie wszystko inne niż tam. Ale ziemia jest ta sama. Jej energia i duch.
To nie kraj Ci obcy, to Ty sama obca dla siebie w nowych okolicznościach. Nie
trzeba znać języka. Wystarczy uśmiech, zabawa, radość. Wszędzie ten sam kod
komunikacji, ale czy chcesz się nim posługiwać, czy zapomnisz zasłaniając się:
„bo nowe”, „bo trudno”, „ bo jak tu się odnaleźć”.
Dziś pamiętam. Dziś odnalazłam
nową siebie. Dziś kolejne połączenie neuronowe przekliknęło się i ciekawa czekam
gdzie mnie doprowadzi. Dziś idę tańczyć salsę z nowymi ludźmi, w nowym stylu, w
nowej bluzce, w nowej godzinie, gdzie zwyczajowo bym spała. Dziś wychodzę do
tego świata i świat mnie chce i ja chcę świat.
Neurony i tak robią swoje, więc im nie przeszkadzam.
PS A w chwili gdy zapominam,
roześmiany chłopiec rzuca w moją stronę piłkę, którą odkopuję przyjmując tym
samym zaproszenie do zabawy poza słowami, gdzie jedyną komunikacją jest uśmiech
i radość z dzielenia się kilkudziestoma sekundami razem.
PS Zdjęcie ukradkiem mi się zrobiło, gdy taniec się odbywał dziewczyny z chustą błękitnie zwiewną...

Bardzo to co piszesz rezonuje ze mną.Mam podobne przemyślenia."Tam dom Twój gdzie serce Twoje.Pozdrawiam z Polski:)
OdpowiedzUsuńOdsyłam moim rezonansem dobre myśli ku Tobie :)
Usuń