Mówią, że musisz coś stracić, by
to docenić… Tyle oczywistości było w moim życiu. Straciłam każdą jedną i dziś,
kiedy jej już nie mam obok siebie, widzę jakim była skarbem. To, co wydawało
się zbędne, trudne, niechciane, raniące – dziś widzę jako cenną perłę w sercu.
Miałam dom. Ojca, matkę, dwa psy,
własny pokój. Wiodłam życie pozornie szczęśliwego dziecka. Mało obowiązków,
tylko nauka, świat zabawek i ja, wakacje u dziadków. Pojawiły się kłótnie, zakazy,
nakazy, niesprawiedliwości, żale, oczekiwania. Takie nudne, normalne życie
stało się bardzo uciążliwe. Nawet pies okazujący współczucie płaczącemu dziecku
wydawał się przeszkodą. Koniec wakacji. Smutek, kiedy trzeba było opuścić
dziadków i wrócić do rodziców przyklejał się do ust na resztę część roku.
Nauka, świadectwa z paskiem, takie oczywiste i nudne. Ciągle czegoś było za
mało…
Straciłam rodziców siedzących
przy jednym stole. Dziś doceniam każdy jeden wspólnie zjedzony posiłek, świetne
ciasta mojej mamy i smaczne obiady ojca. Leniwe słodkie niedziele już nie
powrócą w takim wydaniu. Straciłam dwa psy wiernie towarzyszące codziennemu
życiu ojca, matki i córki. Jeden odszedł wraz z rozwodem męża i żony. Drugi
schorowany zasnął na zawsze, kiedy byłam
zbyt daleko by powiedzieć żegnaj i podziękować za każdą jedną chwilę spędzoną
wspólnie. Dziś doceniam jakim niezwykłym był przyjacielem.
Straciłam własny pokój. Niby nic.
Dla kogoś, kto ledwo wystawał głową znad stołu, takie to było wtedy oczywiste,
że on jest. W rzędach poustawiane nieme misie, które za sprawą dziecięcej wiary
ożywały nocą i czuwały nad snem ich właścicielki. Cztery kąty nie raz wydawały
się więzieniem, w którym za karę trzeba było siedzieć, kiedy poza nimi toczyło
się ciekawsze życie dorosłych. Dziś doceniam tę własną przestrzeń, w której
kiełkowały pierwsze marzenia, a szczere łzy mogły płynąć niczym nie skrępowane.
Miałam męża, wspólne życie,
plany, samochód i wynajęte mieszkanie. Och, jak nudno mi było! Każdy zwykły
spacer brzegiem morza był zbyt nudny, nazbyt zwykły dla kobiety z głową w
chmurach. Życie młodej żony, która chce mieć ekscytujące przygody i
nieprzewidywalne prezenty było na wskroś nudne… W codzienności przemknęły mi
przed oczami szczęśliwe chwile, radość ze wspólnie wypitej kawy czy wyjście do
kina. To było takie oczywiste.
Straciłam męża. Na własne
życzenie zamknęłam za sobą drzwi pozostawiając go za nimi wraz z samochodem,
wspólnym życiem, w wynajętym mieszkaniu, z planami, których już ze mną nie
zrealizuje. Uciekłam myśląc, że tuż za rogiem jest lepsze, wolne, bardziej
ekscytujące. Dziś doceniam rutynę która tak naprawdę nią nie była, tylko ja
miałam zamknięte oczy na magię codzienności. Najmniejszy drobiazg dziś widzę
bardzo wyraźnie i dziwię się, że pamiętam każdą wyprasowaną koszulę i zrobioną
dla niego kanapkę do pracy. Wspomnienia zalewają mnie dobrymi obrazami.
Straciłam zwykłe. Doceniam to, co
było niezwykłe. Każda łza niezadowolenia i pozornej niesprawiedliwości odeszła
bezpowrotnie przysłaniając mi to, co ważne. Niebezpieczna to gra w posiadanie i
straty… Bóg ma wielkie uszy i wyostrzony słuch. Spełnił każdą jedną prośbę
dziecka-nastolatki-kobiety. Dał coś komuś totalnie nieodpowiedzialnemu, więc
zabrał wszystkie zabawki by dłużej się dobro nie marnowało. Zerka teraz
niewzruszonym okiem na dziecko-nastolatkę-kobietę, która za późno coś
zrozumiała. Widzi ją jak się miota, jak dopiero teraz docenia to, co było
dookoła „zbyt oczywiste” by okazać za to wdzięczność. Słyszy jej płacz i
modlitwy. Słyszy obietnice, że już więcej tego nie zrobi, niech tylko odda jej
to, co odeszło. Próżne łzy, przecież dobrze wie, że straty zamknięte są w worku
i nie ma takiej siły, która go otworzy i poukłada wszystkie klocki po staremu.
Te puzzle już nie będą do siebie pasowały. I mówi Bóg: - Daję ci teraz puste,
białe, nienaruszone. Daję ci twoje ręce, twój umysł, twoje serce, twoją
nadzieję. Daję ci narzędzia do tworzenia nowego, które już w chwili kreacji
docenisz, nie stracisz, nie zapomnisz.
Dziecko-nastolatka-kobieta patrzą
wystraszone w górę nie dowierzając samej sobie. Boi się, że znowu zawiedzie:
dostanie-straci-doceni po fakcie. Bierze głęboki oddech i już wie, że to tylko
od niej zależy co zrobi z każdym nowym darem. Obiecuje sobie, że tym razem
podoła. Przestaje się mazać, ociera łzy, prosi o wybaczenie dziecko-nastolatkę-kobietę
i tych, którzy na każdym z etapów życia grali jakąś ważną rolę. I kiedy dziś
patrzy na gruzy przeszłości to niczego nie żałuje. Czasem trzeba coś wyburzyć,
zniszczyć doszczętnie by powstać z popiołów.
Feniksy są takie piękne…
Jestem tu gdzie mam być, na swoim
miejscu, z tymi, z którymi mi po drodze, których kocham i którzy kochają mnie.
I choć czasem zdarza mi się przysnąć, stracić czujność to zawsze znajdzie się
ktoś, kto obudzi i powie: proszę pani, proszę nie spać, przegapi pani swoje
życie. Trzy lata temu usłyszałam cenną wskazówkę od mojego hinduskiego nauczyciela.
Dziś przypomina mi się tak wyraźnie. Wiadomo… W odpowiednim momencie ;-).
- Samotność przychodzi kiedy
zapominasz, że Bóg jest twoim nadrzędnym towarzyszem. By smakować słodycz życia, musisz
mieć w sobie moc by pozwolić przeszłości odejść. Jeśli uczynisz ten moment
szczęśliwym, podnosisz swoje szanse na to, że następny moment będzie także
szczęśliwy. Jeśli chcesz zapomnieć o swoich problemach, pamiętaj o Bogu.
Odeszło, co miało odejść. Przyjdzie,
co ma przyjść. Żyję w rzeczywistości, która jest sumą decyzji z wtedy i myśli
wybiegających do przyszłości. Pomiędzy tym co było, a tym co będzie zbudowałam
potężny pomost. Dobrze mi się wędruje po tyni kawałku Teraz. Nie ma na nim miejsca na straty i
odzyski. Na nim się po prostu żyje. I pamięta...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu, Twojemu ciału, zachęci do bycia blisko siebie i podzielenia się z innymi swoim patrzeniem na świat.