PL/ANG (scroll down to see English version)
Poznaliśmy się kilka lat temu na szkoleniu Lomi Lomi Nui z naszą hawajską nauczycielką. Coś w nim było. No na tyle ciekawego, że co jakiś czas gdzieś na siebie wpadamy, to tu to tam, różne słuchy o nim chodzą. Pozytywne. Dobre. Optymistyczne. W końcu postanowiłam przysiąść ciut i siłą aloha przyciągnąć go tu. Dla Was ;-).
Człowiek wielu talentów o wielkim sercu. Jest założycielem i dyrektorem Europejskiego Instytutu Sztuk Uzdrawiania (www.healing-institute.com). I na prośbę Nisargi wywiad dostępny także po angielsku :-).
Człowiek wielu talentów o wielkim sercu. Jest założycielem i dyrektorem Europejskiego Instytutu Sztuk Uzdrawiania (www.healing-institute.com). I na prośbę Nisargi wywiad dostępny także po angielsku :-).
Oto człowiek: Nisarga (Eryk Dobosz)
Tyle różnych dróg musiało się spleść, żebyśmy zawitali w Nieznanicach
na kursie Lomi Lomi Nui z Suan Pa’iniu Floyd… Jaka była Twoja wędrówka?
Moja przygoda z masażem zaczęła
się w 2002 roku. Poznałem wtedy masażystę lomi. Pamiętam, że wziąłem u niego coś
około dziesięciu sesji. To było ogromnie transformujące. Dla mojego ciała i
ducha. Dodam tylko, że to był mój pierwszy masaż w ogóle… W tym czasie
ćwiczyłem już jogę, ale to było takie suche, mechaniczne. Lomi otworzyło mnie
na odczuwanie siebie, swoich emocji, ciała. I wpadłem! Mój masażysta szybko
stał się moim pierwszym nauczycielem. Wprowadzał mnie w tajniki kochającego
dotyku, pełnego szacunku do drugiej istoty, świadomości i uważności. Niestety,
nie mogłem wtedy jeszcze zacząć własnej praktyki…
Co stało na drodze?
No wiesz, skończyłem Politechnikę
Warszawską, Wydział Inżynierii Produkcji. Po studiach pracowałem w dużej międzynarodowej
korporacji kosmetycznej. Najpierw w Polsce, potem w Anglii. Więc masaż na
początku był dla mnie przede wszystkim terapią. Sam bardzo potrzebowałem i
otrzymywałem wiele kochającego lomi dotyku. Dopiero po kilku latach, kiedy
zdecydowałem się na wyjazd do Indii, porzucenie pracy i rozwiązanie umowy w
2008 roku, wtedy masaż stał się moją życiową pasją. Mogłem cały mój czas i
zasoby finansowe poświęcić na naukę. Spotykałem wspaniałych nauczycieli w
Indiach, Holandii, Niemczech, Polsce. I tak lata 2008-2011 to czas mojej
intensywnej nauki, pracy z sobą, różnego rodzaju terapie i warsztaty rozwoju
osobistego doświadczane na sobie by zejść głębiej i głębiej w siebie. Pamiętam
taki moment po paru miesiącach pobytu już w Indiach. Akurat medytowałem w
Himalajach i pytałem się wyższego ja, jaka jest moja życiowa misja, cel, pasja.
Odpowiedź, że to jest praca z ciałem, z ludźmi, z masażem była bardzo klarowna.
Od tego czasu ta informacja zawsze pokazywała mi światło w tunelu pomimo
różnego rodzaju zwątpień, braku aprobaty ze strony społeczeństwa
i znajomych, zawsze podążałem za tym światełkiem i to dawało mi dużo siły
przetrwania i podążania za tym co jest rzeczywiście moim powołaniem.
A co sprowokowało Cię do wyjazdu akurat do Indii?
Hmmm… Wiesz, mój pierwszy
nauczyciel lomi chyba mnie tak zainspirował. Pokazywał mi swoje zdjęcia z
pobytu tam i poczułem głębokie zainteresowanie tym krajem, poczułem, że to
miejsce gdzie naprawdę mogę się rozwijać duchowo i zgłębić siebie. A że od
wielu lat miałem w sobie pytanie: co ja tu robię, po co jestem, jaka jest moja
droga i co chcę robić w przyszłości to wybrałem właśnie ten kraj. Indie to był
skok milowy do samego siebie. Po powrocie do kraju wspomnienie tamtego czasu
dawało mi siłę i dużo pozytywnej energii.
Dlaczego zacząłeś szukać masażu?
To był czas kiedy skończyłem
studia i dostałem pracę. Początkowo szukałem czegoś co pomoże mi zredukować i
uwolnić stres. Miałem naprawdę ogromne napięcia w ciele. Szukałem też pomocy
terapeutycznej by uwolnić traumy z okresu dzieciństwa i dorastania. Zanim
pojawił się masaż, najpierw trafiłem na jogę. To były moje pierwsze kroki do
spokoju, połączenia się z oddechem. Potem znalazłem Lomi Lomi, ale pierwsza
była psychoterapia, dopiero po pewnym czasie dołączyła praca z ciałem.
Przeszedłem wtedy wielką transformację, wiele w życiu zmieniłem. Jestem
wdzięczny wszystkim spotkanym na mojej drodze nauczycielom. Gdybym ich nie
poznał, prawdopodobnie byłbym w innym miejscu, może nie tak dobrym jak teraz
;-).
Mówisz, że dużo zmieniłeś, jak wyglądała Twoja rzeczywistość…
W moim życiu pojawił się spokój,
świadomość ciała, nauczyłem się relaksować, zacząłem odczuwać dobrobyt. Miałem
też okresy niesamowitego szczęścia. Dla mnie to było cudowne siedzieć sobie w
lesie i odczuwać błogość zwykłego bycia. Miałem w sobie poczucie wolności,
niezależności, wiary w siebie i to, że tworzę własne życie. Szybko kiełkowała
we mnie odwaga do tego by podążać za głosem mojego serca.
A co z relacjami? Najczęściej takie życiowe „czystki” obejmują też tych
którzy dookoła nas…
Wielu z moich znajomych albo się
ode mnie odwróciło, albo sam przestałem być zainteresowany podtrzymywaniem
kontaktu. Ogólnie był brak akceptacji mojej osoby. Zarzucano mi sekciarstwo, że
jestem przez kogoś manipulowany i kierowany. Miałem też czas kiedy byłem w
Anglii i postanowiłem przestać pić alkohol nawet w najmniejszych ilościach. To
też było zaskoczeniem wielu moich znajomych. Przestałem się z nimi spotykać.
Zabrakło między nami wspólnego punktu komunikacji. Nawet moja bliska rodzina
nie akceptowała moich wyborów. Decyzja wyjazdu do Indii, porzucenia korporacji
i drogi karierowicza a wkroczenia na ścieżkę masażu i samorozwoju była
obserwowana z boku, raczej z negatywnymi komentarzami.
Co dawało Ci w tym czasie siłę? Przecież zdarzały się momenty
zwątpienia, zwłaszcza kiedy otoczenie nie akceptowało Ciebie nowego…
To była dla mnie medytacja.
Nauczyłem się w Indiach wielu technik od vipassany po oshowskie medytacje w
ruchu. Dzięki temu nauczyłem się obserwować siebie i fakt, że to, co mnie męczy
nie ma nic wspólnego z byciem tu i teraz, że to dręczące myśli niespokojnego
ego i programów związanych z przeszłością lub przyszłością. Kiedy wyjechałem do
Indii poznałem niezwykłą kobietę. Po dwóch latach się z nią ożeniłem. I to była
osoba, która mnie mocno wspierała. Jesteśmy razem już od 6 lat, podróżujemy
razem, często się też razem uczymy. To moja przystań, która w momentach takiego
kryzysu zawsze jest mi wsparciem. Moim mocnym zasobem były też podróże i
odwiedzane kraje, często blisko morza, słońca. Przez kilka lat moim celem było
podążanie za słońcem, więc przez cztery lata zapomniałem czym jest zima ;-). To
też dawało mi dużo energii i radości. No i oczywiście nade mną zawsze czuwają
dobre anioły, które dbają i wspierają by wszystko dobrze się układało.
A z czego żyłeś? Przecież coś jeść trzeba…
W tym pomogła mi moja była praca.
Przez cztery lata w korporacji mogłem sobie zaoszczędzić wystarczająco dużo
środków by podróżować i opłacać wszystkie moje kursy. Więc bardzo dziękuję
mojej firmie, że mogłem w niej pracować. Jestem za ten czas też wdzięczny,
pomimo że nie odnajdywałem tam satysfakcji i radości życia to była cennym
narzędziem i pomostem do mojego obecnego życia. Poza tym w Azji naprawdę nie
trzeba mieć dużo pieniędzy by przeżyć… Wiele osób mówi mi, że też chcieliby żyć
tak jak ja, ale nie mają odpowiednich funduszy. Przyglądam się ich życiu, nie
oceniam, tylko zauważam, że to często kwestia wyboru. Dom, samochód, nowy
telewizor czy wyjazd gdzieś. Ja wybrałem to drugie. Jeśli się chce to można
naprawdę tak żyć. Wystarczy się odważyć i podjąć taką decyzję o wyjeździe. To
bezcenny czas. Do starego życia można zawsze wrócić, a jeśli stajemy przed
możliwością zmiany, warto… To kwestia priorytetów.
Nie miałeś wątpliwości by zostawić swojego stare życie i iść w to nowe?
Jasne, że miałem. Cały proces
zmiany trwał około dwóch lat. Podświadomie wiedziałem, że to nie praca dla
mnie, ale potrzebowałem czasu. Potem sama decyzja to było około tygodnia. Mocno
biłem się z myślami. W tym czasie nie miałem rodziny, zobowiązań finansowych,
za to na koncie była pokaźna suma, a mimo to się bałem! Było we mnie dużo lęku
związanego z przyszłością, z tym co powie rodzina, jak zareagują znajomi i tak
dalej. Wydaje mi się, że cały system jest tak zorganizowany, że nie jest łatwo
go porzucić. Jest w nim pewnego rodzaju uzależnienie, symbioza, bezpieczeństwo.
To co ja wybrałem było przez kilka lat życiem na krawędzi, bez ubezpieczenia,
bez stałej pracy i wynagrodzenia. Zauważyłem właśnie wtedy, że życie wymaga
mojej odpowiedzialności za moje czyny. Już nie mogłem nikogo obwiniać za to, co
się dzieje. Podejmowałem decyzje i brałem za nie odpowiedzialność. Dlatego
życie w korporacji, ze stałą posadą w pewnym sensie zwalnia trochę z tej
odpowiedzialności. Przychodzi się na parę godzin do pracy, robi się swoje,
dostaje za to wynagrodzenie i tak mijają lata. Porzucenie tego schematu
wywoływało wiele strachu. Więc nie jest to łatwa decyzja, ale też nie jest to
decyzja dla każdego. Tryb życia który wybrałem nie musi odpowiadać innym.
Wymaga wiele wyrzeczeń, tworzy sporo wyzwań na swojej drodze…
Ale też dzięki temu masz możliwość sprawdzić się w wielu różnych
sytuacjach, poznać siebie poza swoją strefą komfortu, iść dalej, rozwinąć się,
wyjść poza schemat…
Tak, taki styl życia otwiera
wiele więcej drzwi to prawda. Ale przede wszystkim to życie w którym bierze się
przede wszystkim pełną odpowiedzialność za siebie. Nie ma dróg na skróty i
ściemy. To wymaga więcej samo wglądów i zadawania sobie pytań, jakie są moje
cele, jaka jest moja pasja i co chcę ze swoim życiem zrobić. Ale tak naprawdę
nie ma znaczenia gdzie jesteśmy i co robimy, zawsze mamy tylko własny wybór i
świadomość tego, co chcemy od życia, jak chcemy na nasze życie spojrzeć…
Zaufałeś już swojej drodze?
Tak, ufam życiu, temu co się
wydarza, szczególnie ostatni rok przyniósł wiele zmian w moim życiu i widzę, że
zaczyna kiełkować to, czego się uczyłem na polu duchowym i zawodowym. Zaczynam
się tym dzielić z innymi. W tej chwili widzę, że ludzie ciepło odbierają to, co
robię, często chcą więcej. To czym się zajmuję nie przynosi tylko gratyfikacji
finansowych, ale przede wszystkim niesie coś dobrego innym, pomaga ludziom
otworzyć serca, uwalniać zablokowane emocje, przynosi ulgę w bólu i tym
fizycznym i tym psychicznym.
Jak wygląda Twój dzień?
U mnie nie ma czegoś takiego jak
przeciętny dzień ;-). Jeśli miałbym powiedzieć, że mam typowy dzień to musiałbym
je podzielić na dwa rodzaje, to moment w którym pracuję i prowadzę warsztat,
albo dzień kiedy nie mam żadnych obowiązków. Kiedy rozmawiamy jestem akurat
parę dni u mojej mamy. Wstaję rano. Z reguły pomedytuję, poćwiczę jogę, idę na
spacer, ruszam swoje ciało. Na śniadanie często jem owoce z tak zwanym super
foods czyli np. chlorella, maca, kakao, jagody goji, nasiona chia. Robię sobie
taką mieszankę, która odżywia ciało i daje dużo energii. Po śniadaniu trochę
pracuję, odpowiadam na maile, ogarniam sprawy organizacyjne z moimi wyjazdami i
warsztatami. Na obiad jem rzeczy lekkie, gotowane na parze, warzywne. Mam też
czas dla znajomych, czy tak jak teraz jestem u mamy, może pooglądamy razem jakiś
film. A wieczorem to sobie oglądam fajny serial Breaking Bad ;-).
Natomiast drugi typ mojego dnia
to czas warsztatów. Od rana zaczynamy medytacją, potem śniadanie i cały dzień
intensywnej pracy (z przerwami na posiłki). Kończę późnym wieczorem. To czas
skupienia i byciu tu i teraz by jak najwięcej dać z siebie grupie.
Co było tym wyzwalaczem by przejść z roli ucznia do nauczyciela? Kiedy
zacząłeś się dzielić tym, co jest w Tobie?
To był moment kiedy ludzie
zaczęli mnie pytać czy mogę ich nauczyć tego, co robię. Po wyjeździe do Indii,
gdzie uczyłem się masażu i zdobywałem doświadczenie w różnych ośrodkach ajurwedyjskich,
ludzie zaczęli mnie pytać… Na początku nie byłem zainteresowany uczeniem.
Uważałem, że nie ma we mnie wystarczającej wiedzy ani umiejętności. Ale w końcu
odważyłem się na taki pierwszy warsztat prawie trzy lata temu, właśnie w
Indiach. Zebrało się pięć osób i przez pięć dni uczyłem. Podobało się. Nabrałem
pewności siebie i przekonania, że mogę i dam radę ;-). Poczułem się też dobrze
i pewnie w roli nauczyciela. Nikogo nie grałem. Byłem sobą. Poczułem, że
pierwszy raz w życiu robię coś czego się nie boję! Dla mnie też wyznacznikiem
tego, że jestem na odpowiednim miejscu było powiedzenie moim studentom, że
czegoś nie wiem. I tak kursów zaczęło przybywać. Uczę masażu mięśniowo
powięziowego, tantry, prowadzę warsztaty związane z terapiami medytacyjnymi
Osho, trening biodynamicznego oddechu i uwalniania traumy.
Czym jest dla Ciebie praca z ciałem?
Dla mnie to było ważne narzędzie
dotarcia do samego siebie. Jednym z ważniejszych momentów dla mnie był czas
kiedy uczyłem otwierać się na smutek, płacz, radość, złość, ogólne wyrażanie
emocji, a także odczuwanie mojego ciała. Często poprzez ciało i pracę z nim
nawiązywałem połączenie z moją duszą. Kiedy pracuję z klientem to jest dla mnie
moment głębokiej medytacji. Obserwuję siebie, swoje serce, umysł. I jest
jeszcze coś w tym wszystkim, coś czego nie potrafię wytłumaczyć. To siła samouzdrowienia
wypływająca z mądrości ciała. Praca z ciałem to też dla mnie uwalnianie bólu,
stresu, napięć. To zauważanie połączeń na poziomie ciało-umysł-duch. Często w
trakcje sesji nie pracuję tylko z ciałem, ale też z emocjami. Prowadzę dialog z
osobą, która leży na stole. Razem udajemy się w taką podróż, często uwalniającą
od bardzo starych spraw.
Co było dla Ciebie ważnym momentem w rozwoju osobistym?
Hmmm… Wiesz co, pojawiają mi się
takie obrazy z dzieciństwa, mojego obcowania z naturą. Mieszkałem w Kielcach, a
mój dom był położony blisko rezerwatu. Wiele czasu spędzałem w lesie. To był
mój ogromny zasób, który pozwalał mi radzić sobie z moim dzieciństwem. Ważnym
był też dla mnie wyjazd na studia do Warszawy. Dzięki temu stałem się bardziej
odpowiedzialny. Potem to już wiesz, ścieżka jogi i masażu… Ale przychodzą mi
też do głowy momenty, które nie są wcale pozytywne. Pamiętam kiedy miałem pięć
lat i trafiłem do szpitala na zapalenie opon mózgowych. Odkryłem ostatnio, że
to był też jeden z moich przełomowych momentów w życiu, który bardzo
uwarunkował moją osobowość. Byłem dwa tygodnie w odizolowaniu. Robiono mi
różnego rodzaju punkcje. Często miałem paraliż całego ciała po tych zabiegach.
To zostawiło we mnie ślad. Więc ciągle był we mnie taki głód by lepiej poznać
siebie, by odkryć czym jest szczęście i radość życia. Ale zawsze miałem
poczucie, że jest coś więcej i tego szukałem ;-).
Posługujesz się też imieniem Nisarga co ono oznacza i skąd taki wybór?
Nisarga znaczy Natura. Po
wyjeździe do Indii w 2008 roku poczułem, że zaczynam nowe życie. Chciałem je
rozpocząć z nowym imieniem. Przez pewien czas żyłem w ośrodku medytacyjnym „OSHO
Nisarga” w Himalajach. Ta nazwa mocno we mnie wibrowała, a kiedy dowiedziałem
się, że dodatkowo oznacza boską naturę poczułem, że to będzie moje nowe imię.
Zwłaszcza, że przyroda od zawsze była mi tak bliska. Więc to moje imię duchowe,
które jest tak samo ważne jak to otrzymane od rodziców, choć teraz
przedstawiając się używam raczej imienia Nisarga ;-).
Jesteś szczęśliwy?
Tak! Każdego dnia kiedy się
budzę, czuję ogromną wdzięczność.
A jak się ma Twoja intuicja?
Oj, jest dla mnie ważna dość
mocno rozbudowana. Dużo rzeczy które się dzieją w moim życiu dzieją się dzięki
intuicji. Często podejmując jakąś decyzję pytam się swojego serca i ciała co
one o tym myślą. I staram się, żeby umysł nie przysłaniał zbyt mocno intuicji.
Czyli dobrze Ci się idzie swoją drogą?
Tak. Czuję się spełniony na wielu
poziomach i na tym duchowym, i na tym miłosnym, i na tym materialnym. Pewnie,
że miewam okresy kiedy brak mi harmonii i mam chwile zwątpienia, ale to
naturalna kolej rzeczy. Przecież w naturze też panuje różnorodność ;-). Staram
się nie unikać tych chwil trudniejszych, bo to momenty które mnie wiele uczą.
Zwłaszcza wtedy, kiedy pojawiają się zmęczenie, strach, złość czy konflikty.
Wiesz, te szczęśliwe chwile usypiają dość mocno świadomość i serce.
A udaje Ci się obserwować te mniej przyjemne chwile czy jeszcze włazisz
w stare mechanizmy?
Włażę ;-). Ale jest dzięki temu
zabawa! Ścieżka samorozwoju to nie droga na kilka miesięcy. Jest to w pewnym
sensie zobowiązanie życiowe. Odkrywam w tej drodze ostatnio coraz więcej
zabawy, poczucia humoru i dystansu. Pierwsze lata to była dla mnie głownie
powaga i presja, że muszę zrobić taki to a taki kurs by być bardziej
zaawansowany duchowo ;-). Teraz staram się jak najczęściej zabierać na lody
moje wewnętrzne dziecko i mieć fun.
*Żaden z zamieszczanych wywiadów nie jest tekstem opłaconym ani pisanym na zamówienie. Materiał jest sponsorowany przez samo życie i autorka tekstu czerpie z niego korzyści jedyne duchowo-towarzyskie.
*Żaden z zamieszczanych wywiadów nie jest tekstem opłaconym ani pisanym na zamówienie. Materiał jest sponsorowany przez samo życie i autorka tekstu czerpie z niego korzyści jedyne duchowo-towarzyskie.
ENGLISH
So many roads had to
come together so that we could meet in Nieznanice at the Lomi Lomi Nui training
with Suan Pa’iniu Floyd… What was your journey?
My adventure with massage began in 2002. I met
a lomi lomi masseur. I remember that I took about 10 sessions with him. It was
incredibly transforming. For my body and spirit. I will only add that this was
my first massage ever … At that time I practiced yoga, but it was dry and
mechanic. Lomi opened me into sensing myself, my emotions and my body. I was in!
My masseur quickly became my teacher. He introduced me into the secrets of the
loving touch, the touch full of respect for the other human being, full of
awareness and mindfulness. Unfortunately, I couldn’t start my own practice then …
What was in the way?
Well, I was then graduating from Warsaw
Polytechnics, Department of Production Engineering. After the studies I worked
in the large international cosmetic corporation. First in Poland, then in
England. So massage at first was a therapy for me. I really needed loving touch
and I received a lot of lomi touch. After several years when I decided to go to
India, to terminate my contract and leave my job in 2008, massage became the
passion of my life. I could spend all my time and all my financial resources to
learn. I met great teachers in India, Holland, Germany and in Poland. And so
years 2008-2011 were the time of my intense learning, working on myself, going
through various types of therapies and self-development workshops and
experiencing on myself how to go deeper and deeper into myself. I remember a
moment after several months in India. I was meditating in the Himalayas and I
asked my higher self, what is my mission, goal and the passion of my life. The
reply was clear that it was bodywork and working with people, with the massage.
From then on this information has always showed my a light in the tunnel
despite different types of doubts, lack of approval form the society and
acquaintances, I have always followed this light and it gave me strength to survive
and follow what is in fact my calling.
What made you go to
India? Why India?
Hmmm… You know, my first lomi teacher inspired
me in this way. He showed me his photos from there and I felt a deep interest
in this country and I felt that it would be a place where I can really develop
myself in a spiritual way and really deepen into myself. And since I had had
this question in myself: what am I doing here, why am I here, what is my way
and what do I want to do in the future, this is the country I chose. India was
a huge leap for myself. After coming back the memory of this time gave me
strength and a lot of positive energy.
Why did you start to
look for the massage?
This was the time when I graduated and I got a
job. At first I looked for something that would help me reduce and release
stress. I had great tensions in the body. I looked for therapeutic help to
release traumas from childhood and adolescence. Before massage appeared, I
encountered yoga. Those were my first steps to peace and connecting with the
breath. Later I found Lomi Lomi Nui, but psychotherapy was first, only after
that the bodywork joined. I experienced a great transformation and I changed a
lot in my life. I am grateful to all the teacher I met on my way. If I had not
met them, I would probably be in a
different place, perhaps not so good as the one now ;-).
You say that you
changed a lot. What was your reality like …
What appeared in my life was peace, body
awareness and I learned how to relax and I started feel abundance. I had times
of incredible happiness. For me it was wonderful to sit in the forest and feel
the bliss of simple being. I had a sense of freedom, independence, faith in
myself and a sense that I create my own life. My courage to follow my heart’s
voice quickly sprouted in me.
What about
relationships? Most often such life “purges” also touch those who are around us
…
Many of my friends have either turned away from
my, or I ceased to be interested in keeping in touch. There was a general lack
of acceptance for me as I was. I was accused of being sectarian, that I am
manipulated and directed by someone. I also had time when I was in England when
I decided to stop drinking alcohol even in the smallest quantities. This was a
surprise for many of my acquaintances. I stopped meeting with them. We lost a
common point of communication. Even my close family did not accept my choices. My
decision to go to India, leave the corporation, the way of an upstart and
entering into the path of the massage and self-development was looked on from
the side, and commented on rather negatively.
What gave you strength
at that time? There must have been moments of faith, especially when your
surroundings did not accept the new You…
It was the meditation. In India I learnt many
techniques from vipassana through Osho meditations in movement. Thanks to them
I learned to observe myself and the fact that what is bothering me had nothing
to do with being here and now and that those are the thoughts of the anxious
ego and the programs related to the past or the future. When I felt for India,
I met an incredible woman. I married her after two years. And this was a person
who supported me a lot. We have been together for 6 years now. We travel
together, we often learn together. It is my bay, which is my support in the
times of crisis. My other resources have also been travels, the countries I visited,
close to the sea and the sun. For several years my goal had been to follow the
sun, so for 4 years I forgot what winter is;-). It gave me a lot of energy and
joy. And then also there are good angels who watch over me supporting me that
everything is going well.
How did you make a
living? You have to eat something …
This is where my work helped me. For 4 years in
the corporate world I saved enough to travel and pay for all my courses. So I
am very grateful to my company that I could work there. I am grateful for this
time, even if I couldn’t find satisfaction and joy of life there it was a
valuable tool and bridge to my present life. Besides, in Asia, you don’t really
need a lot of money to survive … A lot of people says that they would like to
live like me, but they don’t have the appropriate means. And I look at their
lives, and I don’t evaluate them, I only notice that this is often a matter of
choice. A house, a car, a new TV set or a trip somewhere. I chose the other
option. If you really want it, you can live like that. All it takes it to make
a decision about going away. This is priceless time. You can always come back
to the old life, and if we are faced with the possibility of change, it is
worthwhile … This is a matter of priorities.
Did you have doubts
about leaving your old life and go into the new?
Sure, I had. The whole process of change lasted
about 2 years. Subconsciously I knew this was not work for me, but I needed
time. Later the decision took about a week. I struggled a lot with my thoughts.
I didn’t have a family at that time, any financial obligations and I had a
hefty sum in my bank account, and despite that I was afraid! There was a lot of
fear in me, fear connected to the past, with what would my family say, how my
friends and acquaintances would react and so on. It seems that the whole system
is organised in such a way that it is not easy to give it up. There is a
certain dependency in it, symbiosis and safety. What I chose was for several
years living on the edge, with no insurance, no stable job and not remuneration.
This is when I noticed that life requires responsibility for my own deeds. I
couldn’t blame anybody else for what was happening. I took decisions and I took
responsibility for them. This is why the life in corporation with the fixed job
is in a way freeing us from this responsibility. You come to work for some time,
do your own thing, get money for this and this is how time flows. Leaving this
pattern behind evokes a lot of fear. So this is not an easy decision, but this
is not a decision for everybody. The lifestyle I chose does not have to be
suitable for everybody. It requires a lot of self-sacrifice, it creates a lot
of challenged on my way …
But thanks to that you
can also prove yourself in many other situations, get to know yourself and
leave your comfort zone, go further, develop, and go beyond the scheme …
Yes, this lifestyle opens many more doors, this
is true. But first of all this is life in which you take full responsibility
for yourself. There are no shortcuts and not short con. It requires many more
insights and asking yourself questions, what are my goals in my life, what is
my passion and what do I want to do with my life. But this really does not
matter where we are and what we do, we always have our own choice and the
awareness of what we want from life, how we want to look at our lives …
Have you already
gained trust in your path?
Yes, I trust life that what comes, especially
last year brought a lot of changes and I can see, how it is beginning to grow
what I learned in the spiritual and professional fields. I begin to share it
with others. At the moment I can see how warmly people received what I do and
they want more of that. What I do and what brings me not only financial gratification,
but first and foremost it brings people something good, helps the to open their
hearts, release blocked places and it beings relief in pain both physical and
psychic pain.
What is your day like?
There is nothing like an ordinary day for me ;-).
If I were to say that I have a typical day, then I would need to divide them
into two kinds, those are the moments when I work and I run the workshop, or
the day when there are no duties. Now when we are talking I ma spending several
days at my mum’s. I wake up early. As a rule I meditate and practice some yoga,
I go for a walk and I move my body. I often eat fruit for breakfast with the
so-called super foods e.g. chlorella, maca, cocoa, goji berries, chia seeds. I
prepare myself some mixture which stimulates my body and gives me a lot of
energy. After breakfast I do some work, I respond to emails, I deal with the
organisational issues before my trips and workshops. I eat light things for lunch,
some steamed vegetables. I also have time for my friends, or like right now
when I visit my mum, maybe we watch a movie together. In the evening I watch a
good series Breaking Bad ;-).
Another type of my day, is the time of
workshops. I start the day with mediation, then breakfast and the whole day of
the intense work (with breaks for meals). I finish the day late in the evening. This is
the time of focus and being here and now to give the group the most that I can.
What was this trigger
for you to go from the role of the student to the role of the teacher? When did
you start sharing what was in you?
This was the moment when people started asking
me to teach them what I was doing. After leaving to India where I learnt
massage and I gained the experience in different ayurvedic centres, people
started asking me … At first I was not interested in teaching. I thought that I
didn’t have enough knowledge or skills. But finally I ventured to make the
first workshop in India, nearly 3 years ago. There were 5 people and I taught
for 5 days. I liked it. I gained some more confidence and the sense that I can
do that and I’ll cope ;-). I also felt well and safe in the role of a teacher. I
didn’t play anyone. I was myself. I felt that for the first time in my life I was
doing something that I am not afraid of! For me the indication that I am in the
right spot was telling my students that I didn’t know something. And this is
how a number of courses started to grow. I teach myofascial massage, tantra, I
run workshops to Osho meditative therapies, training of the biodynamic
breathing and trauma release.
What is bodywork for
you?
It was an important tool for me to reach to
myself. One of the most important moments for me was the time when I learned to
open to sadness, crying, joy, anger and generally the expression of emotions
and also sensing my body. Through working with the body and bodywork I got in
touch with my soul. When I work with the client for me this is a moment of seep
meditation. I observe myself, my heart, my mind. And there is something more in
it, something I cannot quite explain. This is a self-healing force that flows
from the wisdom of the body. Bodywork is also about freeing the body from pain,
from stress and tension. This is noticing the combinations on the level of
body-mind-spirit. Very often during the session I don’t just work with the body,
but also with the emotions. I conduct a dialogue with the person lying on the
table. Together we get on a journey, often liberating from very old issues.
What was an important
moment for you in your personal development?
Hmmm… Well. There are images now coming from my
childhood, of my being with nature. I lived in Kielce, and my house is close to
the natural reserve. I spent a lot of time in the forest. This was my great
resource which helped me to deal with my childhood. Going to study to Warsaw
was an important moment for me. I became more responsible thanks to it. You
know what followed then, the path of yoga and massage … But what comes to me
are also the moments which are not so positive at all. I remember when I was 5
years old and I was taken to hospital with meningitis. Recently I discovered
that it was also one of my breakthrough moments, which conditioned my
personality. I spent two weeks in isolation. I had all sort of punctures done
to me. I often experienced the paralysis of the whole body after those
treatments. It left a trace in me. So I have always been hungry to get to know
myself, to discover what happiness and joy of life are. But I have always had a
sense that there is something more and this is what I looked for;-).
You use the name of
Nisarga. What does it mean and why did you choose it?
Nisarga means Nature. After leaving for India
in 2008 I felt that I begin a new life. I wanted to start it with a new name. I
lived in the „OSHO Nisarga” mediation centre in the Himalayas. This name
vibrated with me a lot and when I learnt that it also meant a godly nature I
felt that it would be my new name. Especially that nature has always been so
close to me. So this is my spiritual name, which is as important as the name I
received from my parents, although now when I introduce myself I tend to use Nisarga
;-).
Are you happy?
Yes! Everyday when I wake up, I feel great
gratitude.
Oh, for me this is an important part and it is
quite developed. A lot of things that happen in my life happen thanks to
intuition. Very often when I make a decision I ask my heart and my body what
they think about it. I try to prevent the mind from overshadowing the intuition
too much.
So does it feel good
to walk your path?
Yes, I feel fulfilled on many levels, on the
spiritual, on the love level and on the material one. Of course I have periods
of lack of harmony and I have my moments of doubts, but this is a natural
sequence of things. There is diversity in nature as well;-). I try not to avoid
those difficult moments, because they teach me a lot. Especially when
tiredness, fear, anger or conflicts come. You know, those happy moments quite
powerfully put to sleep the consciousness and the heart.
Do you manage to
observe those less pleasant moments or do you still get into the old mechanisms?
I do get it ;-). But the fun continues thanks
to that! Self-development is not a path for several months. This is in a way a
commitment for life. Recently I’ve been discovering more and more fun, sense of
humour and distance. First years were marked mainly by seriousness and pressure
that I have to do this and that course to be more advanced spiritually ;-). Now
I try to take my inner child to ice-cream more and more often and have fun.








Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu, Twojemu ciału, zachęci do bycia blisko siebie i podzielenia się z innymi swoim patrzeniem na świat.