Różne są historie miłosne,
jedne z happy endem, pełne romantycznych uniesień inne ujawniają skrajnie
toksyczne relacje, destrukcyjne, uzależniające. Wydawać by się mogło, że
tkwienie w niszczącym związku nie ma
sensu i w każdej chwili można zamknąć drzwi, wyjść, nigdy więcej nie wracać.
Jednak to nie takie proste, kiedy w głowie pojawia się myśl: „ten mój mężczyzna
nie jest idealny, ale któż z nas jest? Jeszcze ten jeden raz mu wybaczę. A
potem jeszcze jeden, i kolejny. Może się zmieni jak będę dla niego jeszcze
lepsza?”. Z czasem okazuje się, że ciężko już odróżnić miłość od cierpienia.
Toksyczna sieć zaciska się coraz mocniej i prowadzi prosto w paszczę
samozniszczenia. Na jej dnie leżą kobiety uzależnione od miłości, tej chorej
miłości, która niszczy, ogranicza, nie pozwala na samorealizację i rozwinięcie
skrzydeł. Nieświadome swojego uzależnienia płacą za to słoną cenę.
Jeśli kiedykolwiek dałaś się
opętać mężczyźnie, musiałaś chyba czasem mieć wrażenie, że źródłem wszystkiego
nie jest miłość, lecz strach – pisze Robin
Norwood w swojej książce: „Kobiety, które kochają za bardzo”. Kto kocha
obsesyjnie, wciąż się boi – obi się samotności, boi się bycia nie kochanym i
nie docenianym, boi się lekceważenia, opuszczenia a nawet zagłady. Niestety, lęki – a wraz z nimi obsesje –
pogłębiają się, aż w końcu darzenie miłością po to, by ją otrzymać w zamian,
przeistacza się w główną siłę napędową naszego życia. A skoro strategia nie
przynosi efektów, próbujemy jeszcze raz, kochamy jeszcze mocniej. I tak zaczynamy
kochać za bardzo.
Od haju do raju
Zakochanie jest zawsze
„chorobliwe” bo stanowi euforyczny „haj” wzbudzony wydzielaniem
neurotransmiterów w mózgu o działaniu narkotycznym. Zakochana osoba idealizuje
swój obiekt, dokonuje nań swoich projekcji. W stanie zakochania, tak jak w tym
wywołanym przez substancje psychoaktywne, mamy poczucie ogromnej energii, która
nas unosi, świat staje się piękny, znikają wszelkie trudne uczucia, które nam
wcześniej towarzyszyły – lęk, smutek, pustka i niespełnienie. Zakochani
funkcjonują na podwyższonych obrotach, ale ten stan szybko może doprowadzić do
kompletnego wyczerpania, więc natura dała nam w niezwykle pożyteczny mechanizm
jego tłumienia. I jeśli zdajemy sobie sprawę, czym zakochanie jest i z tego, że
ów przyjemny „haj” ma swój koniec, możemy się nim cieszyć, nie robiąc sobie
krzywdy. Jeśli natomiast pomylimy go z miłością i na jego bazie będziemy z
ukochaną osobą budować swoją przyszłość, może nas spotkać gorzkie
rozczarowanie. Bo o tym, kim ona naprawdę jest, dowiadujemy się dopiero „na
trzeźwo”.
Wiele kobiet wciąż wiąże się z
nieodpowiednimi partnerami. Nie dopuszczają do siebie myśli, że kolejny
mężczyzna, który pojawił się w ich życiu, okazał się niewłaściwy. Nawet te,
które zdają sobie z tego sprawę, myślą, że takie jest ich przeznaczenie,
przecież na ich drodze zawsze pojawiał się trudny facet. Z czasem nabierają
więc przekonania, że miłość i ból są ze sobą nierozłączne. Uzależniają się od
takich właśnie uczuć zatracając po drodze instynkt samozachowawczy.
Pojęcie „love addiction” („nałóg
miłości”) zostało wprowadzone w 1975 roku
przez Stantona Peele - amerykańskiego psychologa i psychoterapeutę – w
tymże roku w USA ukazała się jego książka (współautor - Archie Brodsky) „Love
Addiction”. Od tego czasu na Zachodzie, głównie w USA, pojawiło się szereg
kolejnych pozycji o charakterze popularnonaukowym, poradnikowym. – Okazuje się,
że na studiach psychologicznych w polskich szkołach wyższych i na kursach
kształcących psychoterapeutów temat uzależnienia od miłości jest całkowicie
pomijany, tak że obecnie jest on „zauważany” bardziej przez klientki
zgłaszające się po pomoc do specjalistów niż przez nich samych – stwierdza
Eugenia Herzyk założycielka Fundacji Kobiece Serca, która kiedyś sama się
zdiagnozowała jako uzależniona od miłości – i to był początek pozytywnych
zmian, jakich dokonała w życiu.
– Dziś dzielę się swoją wiedzą i
doświadczeniem z innymi kobietami. Popularyzuję wiedzę na temat uzależnienia od
miłości – poprzez prowadzenie autorskich warsztatów i wykładów i udzielanie
konsultacji, wortal kobieceserca.pl, publikacje w prasie, udział w programach
telewizyjnych i radiowych, inicjowanie powstawania grup wsparcia. Przez trzy
lata Fundacja udzieliła pomocy ponad trzem tysiącom kobiet. Tęsknota kobiety za
miłością, za księciem na białym koniu, który nas nią obdarzy, wyzwoli z wieży
zbudowanej z jej lęków, poczucia osamotnienia, braku wiary w siebie, istniała
od zawsze. Wciąż wiele z nas wierzy, że taki książę istnieje i ciągle na niego
czeka.
Oblicza miłości
W nałogowej miłości druga osoba, partner, z którym jesteśmy
emocjonalnie związani, staje się dla nas sposobem na szczęście, na zaspokojenie
własnych deficytów. – Słowa „kocham cię”, kierowane do partnera przez osobę
uzależnioną od miłości, oznaczają wówczas – potrzebuję cię, jesteś sensem
mojego życia – mówi Eugenia Herzyk. – Nałóg miłości generuje paraliżujący lęk
przed rozstaniem, a gdy do niego już dojdzie – głód abstynencyjny, często przez
osobę uzależnioną nazywany tęsknotą i będący dla niej dowodem na siłę uczucia,
jakie żywi do ukochanego. Albo tłumiony poprzez zażycie innego narkotyku –
kolejnego partnera.
„Kochanie za bardzo” jest więc jedną z form uzależnienia
od miłości równie groźnego, jak alkoholizm, czy narkomania, wpływającego
destrukcyjnie na życie. Niektóre uzależnione od miłości kobiety żyjąc w stałym
związku i „kochają za bardzo”. Inne tkwią w toksycznej relacji, będącej
nieustannym ciągiem rozstań i powrotów. U niektórych miłość przeradza się w
obsesję. Inne kochają bez wzajemności i owładnięte są fantazjowaniem. Niektóre
bez przerwy romansują z kolejnymi partnerami, ale nie potrafią stworzyć żadnego
stałego związku. Inne popadają w depresję po tym, jak partner ją opuścił.
Kobiety uzależnione od miłości łączy jedno – wszystkie odczuwają niezwykle
silną potrzebę emocjonalnych więzów z mężczyzną, ponieważ panicznie boją się
samotności. Dlatego uzależnienie od miłości, jak każdy nałóg, wymaga leczenia.
Jeśli kobieta go nie podejmie, sama skazuje się na nieszczęśliwe życie.
Z pustego i Salomon nie naleje...
Czy można przewidzieć kto może
mieć kłopoty z „nadmiernym kochaniem”? Oczywiście nie ma reguły, ale okazuje
się, że bardzo często są to kobiety z deficytami wyniesionymi z dzieciństwa.
Eugenia Herzyk, zauważa te najważniejsze: deficyt poczucia bezpieczeństwa,
deficyt poczucia kobiecości, deficyt poczucia własnej wartości i deficyt
bezwarunkowej miłości. – Jeśli kobieta poszukuje uzupełnienia tych braków w
związku z mężczyzną, to jest duże prawdopodobieństwo, że wpadnie w uzależnienie
od miłości. Można sobie radzić z niefajnymi emocjami, które te deficyty
wywołują, w dwojaki sposób: albo się ich pozbywać poprzez rozwój osobisty,
pracę nad sobą, albo uciekać od nich, szukając sposobu, aby ich nie czuć.
Jednym z takich sposobów, szczególnie dla kobiet, jest relacja z mężczyzną.
Jest jeszcze jeden powód, dla
którego kobieta, która „kocha za bardzo” wchodzi w toksyczne związki z trudnymi
mężczyznami. Okazuje się, że ci „zwykli” nie dostarczają jej takich przeżyć i
emocji, które są w stanie zagłuszyć jej egzystencjalny ból, oddalić niewygodne
pytania o sens życia. – Trudny mężczyzna, któremu trzeba pomagać, który wymaga
włożenia wysiłku, by go zmienić, staje się dla takiej kobiety całym światem.
Czerwona lampka
Każdy nałóg rozwija się
stopniowo. Sygnałem ostrzegawczym powinno być to, że używamy jakiejś
substancji, czy zachowania do regulowania własnych emocji. Eugenia Herzyk
zauważa trzy rodzaje uzależnienia – czy to od środków chemicznych, czy od
zachowań. – Pierwsze to takie, w których „czynnik uzależniający” powoduje
„haj”, przy drugich czynnik ten daje uspokojenie, w trzecim przypadku sprowadza
nas w stan fantazji, odcina od trudnej rzeczywistości.
Na początku każdy mający
kontakt z czynnikiem uzależniającym ma poczucie, że go kontroluje, że to od
niego zależy, czy wejdzie w ten kontakt, czy nie. W późniejszej fazie rozwoju
nałogu pojawia się lęk przed abstynencją, czyli odstawieniem. Nałogowiec nie
potrafi funkcjonować bez czynnika uzależniającego, czynnik ten staje się dla
niego priorytetem, wszystko jest niemu podporządkowane. Przykładem obrazującym
to uzależnienie są choćby kobiety, pozostające ze swoim partnerem pomimo
zaznawanej od niego przemocy, kobiety-ofiary użalające się na swój ciężki los z
powodu alkoholizmu partnera, ale nie wykonujący żadnych działań, by swoje życie
zmienić, kobiety pozostające w długotrwałych romansach z żonatymi mężczyznami z
nadzieją, że kiedyś będą z nim naprawdę razem, czy też kobiety, zmieniające
partnerów, jak rękawiczki – uwodzicielki nie potrafiące wejść z mężczyzną w
bliską relację.
Niszczące tornado
Kobieta uzależniona od miłości traci
kontrolę nad swoim życiem lub jego częścią. Ponosi wręcz druzgoczące straty w
wielu sferach swojego życia. Cierpi na
tym jej rozwój zawodowy i osobisty, relacje z innymi – rodziną, często także
dziećmi, jeśli jest matką, przyjaciółmi i znajomymi. Odcina się od swoich
marzeń, pasji i hobby, ogranicza dbałość o zdrowie – to fizyczne, związane z
ciałem i psychiczne – z duszą, zapomina o przyjemnościach. Wpada w emocjonalny
wir „hajów” i „dołów”, albo stan depresyjny, w którym jest jej już wszystko
jedno, co się z nią stanie. Eugenia Herzyk nie boi się stwierdzenia, że nie
leczony nałóg może doprowadzić do „śmierci za życia”. - Uwikłana w nałóg
miłości kobieta zapomina o sobie albo koncentruje się wyłącznie na sobie. W
pierwszym przypadku utrudnia to jej samorealizację, znalezienie własnej
życiowej drogi, a w drugim, wskutek ignorowania potrzeb innych, nie pozwala na stworzenie trwałego związku i cieszenie
się bliskością.
Światełko w tunelu
Podstawowym krokiem do
uwolnienia się od nałogu, jest chęć wyjścia z niego i przyznanie się przed sobą
do problemu. Kolejny krok to uświadomienie sobie odpowiedzialności za własne
życie. Krok trzeci – to podjęcie tej walki i poszukanie pomocy oraz wsparcia.
Eugenia Herzyk, nie ukrywa, że odwyk z nałogu miłości jest bolesny, jak każdy
inny, głównie z powodu dotkliwych objawów głodu abstynencyjnego. – Jednym z
jego elementów jest odsłonięcie „czarnej dziury”, dogrzebanie się do swoich
deficytów, poczucie pustki. W początkach abstynencji można się zatem spodziewać
wybuchających emocji, nieodpartych pragnień złagodzenia bólu poprzez różne
wzorce uzależnienia od miłości, czy też inne nałogowe zachowania. Ponieważ głód abstynencyjny jest silnym
stresem, mogą pojawić się dolegliwości psychosomatyczne. Jeśli kobieta to
przetrwa, nie ucieknie od swoich emocji, jest na najlepszej drodze do
wyzdrowienia.
Zdrowa i dojrzała emocjonalnie
kobieta odważnie idzie za głosem wewnętrznej siły, wie co dla niej jest w życiu
ważne, pozbyła się schematów, przekonań na temat życia, które nie są jej
własnymi. Po drodze do siebie pokonała największego wroga - lęk, który
dotychczas ograniczał wszystkie jej działania. Eugenia Herzyk podsumowuje: -
Związek z mężczyzną może bardzo ubogacić życie kobiety, ale jeśli stawia ona
znak równości pomiędzy swoim szczęściem a byciem w związku z ukochanym mężczyzną,
to prędzej czy później wpadnie w pułapkę chorej miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu, Twojemu ciału, zachęci do bycia blisko siebie i podzielenia się z innymi swoim patrzeniem na świat.