Szósta, przedostatnia niedziela. Kilka słów, kilka dźwięków, kilka myśli luźno spisanych. Niech służą Tobie, gdziekolwiek jesteś, cokolwiek robisz :-)
Doświadczam samej siebie i podoba
mi się to, co widzę coraz bardziej. I pewnie, że przychodzą chwile słabości,
ale one są jak fale, początkowo pysznią się dumnie i piętrzą będąc pożywką dla
zwinnych surferowych myśli. Ale przyjdzie na nią kres, nawet największa fala w
końcu łagodnie zostanie pochłonięta przez niewzruszony brzeg. I przychodzą dni,
kiedy fala jest u szczytu swoich sił, trwa surferowy raj, hawajskie szaleństwo,
a ja siedzę na samym dnie swojej MOCY i obserwuję to, co na powierzchni i nawet
kropla oceanicznego zwątpienia nie jest w stanie mnie naruszyć. Są dni takie i
takie.
Czasem pozostaję chwilę dłużej na
powierzchni, a czasem niewzruszona w głębi. Czasem porwą mnie myśli, które z
zaskoczenia wychodzą z podświadomości by dołki pode mną kopać, no i czasem w
nie wpadam. Na szczęście długo nie tkwię w dziurze, tylko wyciągam dłonie i myk
na powierzchnię ku wolności, ku słońcu, ku sile. Bo nie po to dostałam życie,
by tkwić gdzieś, gdzie nie ma słońca. Bo nie po to żyję by się nad sobą użalać
jak to mam źle i jak to ktoś mnie zranił. Nie. Życie służy do przeżywania go,
do bycia w nim, delektowania się, cieszenia, do przytulania każdej jednej
chwili, do przyjmowania tego co wpada w ramiona, a jeśli z czymś jest mało
wygodnie zawsze można to zmienić, odłożyć, zamówić nowe, skrojone na miarę
tego, kto prosi, kto wie czego chce, kto ma siłę by żyć dla samego siebie.
Często mówiłam, nie mam siły, nie
potrafię, nie wiem jak, to nie dla mnie, nie nadaję się. Marzyłam o tym by żyć
jak ktoś inny. Nie starczało mi odwagi, choć serce było gotowe, ono wiedziało,
ono czuło, że wystarczy jedno TAK i ruszy machina zmian. Ciągle czekałam na
właściwy moment, na to aż wyzdrowieję, aż ktoś zrobi coś, aż będzie wieczór,
albo przyjdą wakacje. Aż zrozumiałam, że przekładam moje życie na później, a
przecież nie ma żadnego później… I można powiedzieć, że byłam słaba. Cała moja
energia była kierowana na to, czego nie potrafię, czego nie mam, co jest poza moim
zasięgiem.
Przegapiałam to CO MAM.
Patrzyłam w lustro i widziałam
wszelkie niedoskonałości (o ile w ogóle mogłam na siebie tego dnia patrzeć…).
Moje uszy były zamknięte na głos z wnętrza, który tylko czekał na to by
wrzasnąć MASZ WSZYSTKO dziewczyno, OBUDŹ SIĘ! I przyszedł dzień, w którym
poczułam w sobie niedźwiedzią moc. Od tego czasu już nic nie jest takie jak
było dawniej. Bałam się zmian, ale one są niezbędne do tego by ruszyć pewnie do
przodu, by zaufać sobie, by powierzyć życie tylko sobie.
Ty wiesz co robić. Ty czujesz
gdzie jest Twoje miejsce. Ty słyszysz wszelkie wskazówki. Ty masz MOC nie nikt
inny. Ona jest w Tobie. Nie w nich. W TOBIE.
Dałam sobie czas. Tyle ile
potrzebuję. Nie mniej, nie więcej. Dokładnie tyle by napić się ze środka, by spoglądać
z miłością na to, co mnie otacza, by szybko wybaczać urazy, by nie pozwalać się
ranić, by dbać o siebie. Przestałam ufać mistrzom, nauczycielom jedynie
słusznym. Szanuję. Cenię. Korzystałam z ich mądrości. Ale ona była ich, moja
czekała na odpowiedni moment. Szłam po śladach stóp innych, powierzając im się
całkowicie. Do pewnego momentu to było karmiące, pozwalało podnieść się po
upadku. Jednak szybko zorientowałam się, że sama nie czuję kiedy i co jest dla
mnie odpowiednie, że horoskop, przepowiednia, zalecenia astrologiczne,
wskazówki innych są mymi drogowskazami. A to nie tak powinno być. Moja mapa
jest moją. Może się w pewnym punkcie spotkać z czyjąś, ale każdy ma swoje
szlaki naznaczone. Tylko ja wiem którędy wędrować po wewnętrznej kartografii. A
kiedy na chwilę pobłądzę to i tym błądzeniem warto się cieszyć. Bo czasem
trzeba zajść nawet na czyjeś obce tereny by odnaleźć swój własny. Jesteśmy
sobie nawzajem potrzebni, przy jednoczesnym zaznaczeniu swojego terytorium. Tu
jest moje, tu jest Twoje. Tu może być nasze. Potem się rozejdziemy i nikt
nikomu nie zabierze ni kamienia, i nikt nikomu nie podepcze pachnących kwiatów.
Ty masz swoją MOC. Ja mam swoją.
Korzystaj z niej. Zaufaj. Daj się prowadzić. Zrób wszystko co możliwe by
wskoczyć we własne życie. Nagrodą jesteś TY dla siebie. Nawet stary niedźwiedź
w końcu (ten, który śpi i śpi…) nagle budzi się i łapie!
Jak Ci się pływa we własnej rzece
życia? Czy unosisz się na powierzchni z pewnością i siłą czy może ktoś inny co
chwilę zmienia bieg Twojego koryta? Jaka jest Twoja rzeka, czysta czy może co
chwilę wkładasz tam patyk wątpliwości i muł się unosi, a Ty tracisz swoje
centrum z pola widzenia? Naprawdę nie musisz wiele robić. W sumie to nie musisz
nic robić. Wystarczy, że się zatrzymasz, poczekasz i wysłuchasz tego, co masz sobie
sam do powiedzenia. Ty wiesz co dla Ciebie jest najlepsze. Tylko Ty to wiesz,
więc może już czas, żebyś sobie zaufał? To Twoje życie, rób z nim co chcesz.
Ale czy słyszysz siebie? Czy dajesz się prowadzić swojej wewnętrznej rzece? Czy
ufasz sobie? Czy czujesz swoją MOC?
Zatrzymaj się. Po prostu się
zatrzymaj… Czy to tak wiele?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu, Twojemu ciału, zachęci do bycia blisko siebie i podzielenia się z innymi swoim patrzeniem na świat.