A może tak w końcu
przestać obwiniać? Zostawić to co było tam gdzie jego miejsce, w
przeszłości. Iść do przodu. Być w innym miejscu, a nie tam,
dawno dawno temu. Widzieć to, co jest. Cieszyć się z tego.
Doceniać. Chłonąć. No może by tak dać w końcu spokój tym
biednym rodzicom? Temu dzieciństwu? Tym traumom? Może by tak
przestać ciągle coś uzdrawiać i poprawiać i po prostu żyć. Tak
jak się umie. Z tym co dostępne. Może by tak budzić się każdego
dnia ze świeżym umysłem ciekawym tego, co się wydarzy? Może by
tak przestać wpadać na kawki do tego co było?
Mnie to zmęczyło.
Mocno. Większą część mojego życia byłam ofiarą. Obwiniałam.
Kopałam. Szukałam. Wskazywałam palcem. Wypłakiwałam. Ratowałam.
Od nowa obwiniałam. Wskazywałam jeszcze więcej. Uważałam, że
tak nie wolno. Że to się nie powinno wydarzyć. Szukałam
lekarstwa. Ratunku. Zbawienia. Oświecenia. Pytałam Boga. Milczałam
do niego. Obrażałam się na niego. Obrażałam się na wszystko i
wszystkich. Mówiłam dużo przykrych słów. Widziałam tylko
negatywne strony i szklanka za nic nie chciała być w połowie
pełna. Ni cholery, choć ciągle dolewałam wody, zawsze było za
mało. Zaczęłam kopać. Terapia. Duchowość. Energia.
Uzdrawianie. Nasłuchałam się. Wydałam masę pieniędzy.
Dowiedziałam się, że tak powinno być, a tak to już raczej trauma
i czas ją uzdrowić. W skrócie było mało przyjemnie. Aż pewnego
dnia stwierdziłam, że mam dość, że czas przestać obwiniać, bo
jasna cholera, jestem już dorosła, świadoma, odpowiedzialna za
SIEBIE, swoje wybory, moje życie. Nikt mnie to niczego nie zmusza, a
jeśli coś mi w życiu nie wyjdzie to nie dlatego, że miałam
skopane dzieciństwo czasem trochę bardziej, a czasem trochę mniej
tylko dlatego, że SAMA dokonałam wyboru. Dość zrzucania winy na
matkę i ojca, na dziadków, na pokolenia, na dziedzictwo, na
mentalność. Czy ja nie mam swojego mózgu? Czy ja nie mam swojej
siły by pokonać samą siebie? Czy nie jestem wystarczająco
kreatywna by tworzyć własne życie?
JESTEM. I Ty też
JESTEŚ.
Dokładniej w tej
chwili, teraz, taki jaki jesteś. MOŻESZ. Bo naprawdę wszystko
zależy od Ciebie. (No prawie wszystko, to co nie zależy trzeba
zostawić w spokoju i zająć się tym, na co masz wpływ :-)).
Przestałam czytać
wszelkie pisma „rozwojowe” i psychologiczne bo tam wszędzie to
uleczanie traumy, uzdrawianie a to wewnętrznego dziecka, a to
wewnętrznej kobiety, a to wewnętrznego mężczyzny. Fajnie, niech
sobie różne formy terapii istnieją, ale weź z tego co najlepsze i
zacznij tym ŻYĆ każdego dnia. Zacznij wprowadzać w życie.
Zacznij tworzyć swoje życie. Bo czasem i warsztaty potrafią być
pułapką... Przestań szukać spraw do naprawienia w sobie. Daj
spokój przeszłości. W teraźniejszości jest tyle do zrobienia...
Nie mam na myśli olewania tego co było, ignorowania, przekładania
z kupki na kupkę. Nie. Uszanuj to co było. Bolało? Okej, uszanuj
ten ból. Daj mu miejsce. Nie odtrącaj. Nie zasłaniaj oczu.
Popatrz na niego. Podziękuj mu, bo on tam jest z jakiegoś powodu (a
może i nie...?). W bólu mieszka nie tylko potężna siła destrukcyjna, ale chyba jeszcze większa moc kreatywna. Zatrzymaj
się. Popatrz z innej perspektywy. Wyjdź poza swoje zranienie, tam
jest dużo dużo więcej... Przecież często trucizna jest też
lekarstwem. A kiedy je znajdziesz... Napisz list i podziękuj, matce,
ojcu, babci, przodkom, mentalności. Zauważ dobre strony. Doceń je.
Moja babcia mówiła, że w każdym mieszka dobro. W każdym. Pytanie
czy chcemy wystarczająco głęboko poszukać i nie patrzeć przez
pryzmat własnych przekonań i ograniczeń...
I może dziś bywam
naiwna wierząc w tęcze i jednorożce, ale mnie dobrze tak. Szanując
cierpienie przeszłych lat dziś wolę kopać w pozytywach. Mówić
dziękuję, chwalić czyjąś pracę, doceniać czyiś talent. Czasem
kilka zdań dla kogoś mogą być akurat TYMI, które zmienią wszystko. Dlaczego więc tego nie praktykować? I to nic, że nie
masz z kimś kontaktu od wielu lat. Jeśli serce mówi Ci by się z
kimś skontaktować i napisać mu kilka dobrych słów, nie odkładaj
tego. Kiedy wyjdzie się poza swoje urazy, kiedy przestanie się
widzieć siebie w centrum morza łez, wkracza się na zupełnie inną
płaszczyznę codzienności.
To nie jest teoria.
Przetestowałam na sobie. U mnie to działa. Może i u Ciebie? Co Ci
szkodzi spróbować...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu, Twojemu ciału, zachęci do bycia blisko siebie i podzielenia się z innymi swoim patrzeniem na świat.