Kolejny gościnny tekst. Ostatnio się napisałam więc czas na gości! ;-). Jak ja lubię takie historie jak ta właśnie prezentowana...
Anna Orlik (Kalyan Kaur to moje duchowe imię, powiązane z praktyką Jogi Kundalini, oznaczające „Księżną Boga, która wzniosła się do Najwyższej Świadomości.”) Moja pasja to masaże, których się uczę, nauczyłam, wykonuję, planuję się uczyć, doświadczam i o których piszę bloga Masaż Kalyan. Co lubię? Podróże, muzykę, lato, słońce i pracę z ciałem, umysłem i duchem.
Jest styczeń
2015 roku, piszę te słowa z Lublina, gdzie mieszkam od 2 miesięcy.
W listopadzie zeszłego roku skończyłam kurs masażu stóp On Zon
Su. Co jest w tym dziwnego? Nic, gdyby nie to, że kilka lat temu,
gdyby ktoś mi powiedział, jakie życie będę teraz prowadzić, to
ogólnie mówiąc powiedziałabym mu, że to absolutnie niemożliwe ,
abstrakcyjne i surrealistyczne.
Jak doszło do
tych zmian? W pewnym momencie zaufałam temu, co czuję. Co czuję,
że będzie dla mnie najlepsze.
Cofnijmy się
wstecz o kilka lat. Jest styczeń 2012 roku. Pracuję w domu
mediowym w Warszawie. Dom mediowy zajmuje się przede wszystkim
planowaniem kampanii reklamowych i kupowaniem tych kampanii w
mediach, czyli konkretnych emisji reklam. Na pozór, z zewnątrz -
mam super pracę, zajmuję się badaniami mediowymi, czego jeszcze
chcieć do szczęścia? Ale wewnątrz, już od kilku lat czuję, że
nie jest to praca dla mnie. Że chcę wykorzystywać moje naturalne
talenty, które odbiegają od tego, czym się zajmuję na co dzień.
Mimo tych odczuć,
czuję się jak w pułapce, bez świadomości, że jest jakieś
wyjście z tej pułapki.
W 2012 roku
zaczynam praktykować Jogę Kundalini. I coś się zaczyna zmieniać.
Słowa, teksty, które czytałam o Jodze Kundalini na początku
praktyki - zaczynają się urzeczywistniać. Naprawdę czuję
oczyszczanie podświadomości, naprawdę zaczynam rozumieć, co
znaczy stwierdzenie o wewnętrznym mistrzu i wiele innych zdań.
Po pewnym czasie
widzę jasno, co mi w życiu służy a co nie. A o tym, o czym
wcześniej wiedziałam, że mi nie służy – mam silne
przeświadczenie, że chcę to zmienić, że potrafię. Że pułapka
jest po to, żeby poszerzyć świadomość i zobaczyć z niej
wyjście. Bo zawsze jest wyjście z trudnej sytuacji. Połowa
sukcesu, to uświadomić sobie swoje położenie, a druga - to
spojrzenie z szerszej perspektywy, aby znaleźć najlepszą drogę.
Czuję też
wsparcie ludzi, którzy doradzali mi w różnych kwestiach na
przestrzeni wielu lat.
Jest lato 2013
roku. Kilka miesięcy wcześniej dokonałam zwrotu o 180 stopni w
moim życiu prywatnym. Dokonuję zwrotu o 180 stopni również w
życiu zawodowym. Składam wypowiedzenie, bez znalezionej nowej
pracy, czując, że mogę zaufać temu co będzie i że lepiej dla
mnie jest złożyć to wypowiedzenie szybciej niż później, po
prostu im szybciej tym lepiej, bez zastanawiania się, skąd wezmę
pieniądze, jeśli nie będę mieć pracy.
Czuję wolność!
Jadę w sierpniu na obóz Jogi i Qigongu do Nowego Kawkowa, do
Ośrodka „Tu i Teraz”. Absolutnie magiczne miejsce, położone w
środku lasu na dużej przestrzeni. Jestem zachwycona. Obóz, to co
się na nim dzieje przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. W „Tu
i Teraz” jest biblioteczka-księgarnia, pewnego dnia moją uwagę
przyciągają 2 książki, które postanawiam kupić. Jedna to „Bądź
mistrzem ukrytego Ja” Serge Kahili Kinga. W domu mam już książkę
Serge Kahili Kinga, ale ta wydaje mi bardziej praktyczna, z
ćwiczeniami, które postanawiam wykonywać.
Druga książka to
„Tao stóp, wprowadzenie do masażu ON ZON SU”, Ming Wong Chun
Ying, Alessandro Conte. Nazwa masażu w tytule nie jest mi obca.
Pamiętam, że kilka lat wcześniej natrafiłam gdzieś na ulotkę o
tym masażu. Treść ulotki absolutnie do mnie przemówiła,
postanowiłam wtedy, że chcę taki masaż. Wtedy skończyło się na
telefonie do - jak się okazało po kilku latach - mojej przyszłej
nauczycielki, jedynej osoby w Polsce nauczającej On Zon Su.
Teraz- latem 2013
roku -postanawiam, że przeczytam tę książkę i chyba się tego
masażu nauczę. Bo czuję od jakiegoś czasu, że masaże to być
może będzie moja droga zawodowa.
W Nowym Kawkowie
odwiedzam też gospodarstwo agroturystyczne Lawendowe Pole. Mój
zachwyt nad uprawianą tam lawendą, samym miejscem, gospodarzami
jest równie silny. Kupuję naturalne olejki lawendowe i wszystko spokojnie zaczyna się układać.
Po powrocie do
domu sprawdzam w Internecie – jest kurs On Zon Su! Zapisuję się,
wydając moje oszczędności na cały 9-modułowy kurs. Myślę
wtedy, że nawet jak będzie u mnie kiepsko z kasą, to przynajmniej
mam zapewnione miejsce na kursie. Wtedy czuję już, że jestem na
dobrej drodze, czuję silną potrzebę uczestnictwa w kursie. Nie
rozmyślam nad tym, czy wykorzystam te umiejętności. Stwierdzam po
prostu, że to kurs moich marzeń i że sprawdzę sobie w trakcie,
jak jest być osobą, która masuje, czy będę chciała zajmować
się masażem stóp zawodowo.
Nigdy nie zapomnę
tego uczucia, kiedy po pierwszym dniu kursu 16 listopada 2013 roku -
gdy pogoda była raczej listopadowa - stoję na przystanku
tramwajowym a moje stopy są rozgrzane, wręcz czuję jak ogrzewam
stopami płyty chodnikowe Czuję, jakby do moich stóp napłynęło
życie, a wiem już jak bardzo stopy są ważne dla funkcjonowania
całego organizmu.
Myślę wtedy, że to cudowne uczucie i że
więcej ludzi powinno mieć dostęp do takich odczuć.
Dzień później,
po kolejnym dniu na kursie masażu, biorę udział w spotkaniu KOKUA
przez Internet. Czyli zaczynam praktykować Hunę, co było również
moim marzeniem i zamierzeniem.
Kurs On Zon Su
kończę po roku, w międzyczasie intensywnie praktykuję i zdobywam
doświadczenie. Już wiem, że chcę się zajmować tym masażem
zawodowo. A co jest wspaniałe? Że przy okazji zajmowania się
masażem On Zon Su odkrywam inne masaże, przede wszystkim na sobie
jako osoba masowana.
Spotkania KOKUA
trwają po dziś i widzę, jak wiele mi dało praktykowanie Huny.
Poznaję „przy okazji” działań w grupie - wspaniałych ludzi,
którzy stają się moimi przyjaciółmi.
Czy jest zawsze
lekko i z górki? Nie, miałam chwile załamania i koszmarów. Lęki
o przyszłość finansową też się pojawiały. Ale zawsze miałam
oparcie w Jodze Kundalini, Hunie i ludziach, którzy mi pomogli
poprzez rozmowę.
W czasie kursu
uświadamiam sobie, że praca na etat byłaby dla mnie kosztem
praktyki On Zon Su. Teraz wiem, że nie byłabym w tym miejscu, gdzie
jestem. Żeby spełniać swoje marzenia, wejść na dobrą dla mnie
ścieżkę zawodową, postanawiam wykorzystać wszystkie moje zasoby
materialne, które mam.
Czego jeszcze
„się dokopałam” w mojej podświadomości? Że mieszkając w
Warszawie i kochając to miejsce, ludzi, zawsze otwarte kawiarnie,
przestrzenne parki, klimat małych uliczek i tak wiele możliwości
rozwoju, jakie niesie to miasto-tak naprawdę silnie tęskniłam za
mieszkaniem w miejscu, gdzie znajdę więcej ciszy, spokoju, zieleni,
przestrzeni i inną energię, która może dla mnie okaże się
energią sukcesu i spełnienia.
Więc jak
nadarzyła się w moim życiu okazja przeprowadzki, czyli następnej
totalnej zmiany, to się po prostu przeprowadziłam do Lublina.
Masować mogę wszędzie, bo mój warsztat pracy – dłonie-
zabieram zawsze ze sobą.
Lublin okazuje
się w miarę poznawania - miejscem, które również przekroczyło
moje najśmielsze marzenia i oczekiwania.
Jest styczeń
2015 i mam więcej planów niż kiedykolwiek w życiu. Na okładce
książki „Bądź mistrzem ukrytego Ja” Serge Kahili Kinga widzę
słowa: „ …to książka, zawierająca wiedzę, dzięki której
możesz efektywnie zmienić swoje życie… Jeśli jej użyjesz”.
To dla mnie
kwintesencja tego, jak dochodzić do celu.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu, Twojemu ciału, zachęci do bycia blisko siebie i podzielenia się z innymi swoim patrzeniem na świat.