Nigdy nie miałam
ładnego charakteru pisma. Może to dlatego, że rodzice mnie
„przerobili” na praworęczną (choć i tak nóż do lewej...:-)),
a może dlatego, że po prostu taki mój urok. To raczej nie ma
znaczenia. No bo się staram. Nawet bardzo. Zwłaszcza jak piszę do
tych bliskich i tych dalekich. Do tych, którzy gdzieś tam są i
robią coś i nagle dzwonek do drzwi. Albo wracają po długim dniu
do domu i coś wystaje ze skrzynki pocztowej. List. Kartka. Koperta.
Znaczek. Adres. No wiecie, takie staromodne COŚ.
Kiedyś pisałam
listów na potęgę, tyle samo otrzymywałam. Miałam ich kilka
pudełek. Czasem wkładałam tam dłoń i na chybił trafił
wyciągałam. Zawsze się wzruszałam. Ostatnią pocztówkę
sentymentalną dostałam w klasie licealnej od koleżanki z liceum. W
Hiszpanii akurat była. Pisała, że jej tam dobrze, że fajnie by
było razem wędrować tymi uliczkami... I kiedy po studiach dotarłam
do Barcelony i Sewilli wysłałam jej w myślach pozdrowienia.
Kontakt się urwał. Może dzięki temu pomysłowi coś powróci (Hola, Magda jesteś tam?)? Ale
do dziś pamiętam tę kartkę i ile dobrego dla mnie wtedy zrobiła.
Dziś nie mam żadnych starych listów. Żadnych zdjęć. Był czas w
moim życiu, kiedy chciałam w oczyszczającym ogniu spalić moją
historię i pozwolić popiołom uformować się w nowy kształt
mojego życia.
Dziś wracam do
pisania. Ręką. Papier. Notes (o matko, kocham je i na potęgę
zbieram, mój partner powiedział, że to one znajdują mnie i to one
sobie mnie wybierają i mają duże szczęście, że trafiają akurat
na kawulową półkę i czekają... cierpliwie... niemą przestrzenią
białych stron czekają... aż przyjdzie ich kolej, by atrament
dotknął ich czystości i by z przestrzeni wyłoniła się forma).
Napisałam ostatnio
kilka listów. Wypisałam kilka kartek. Dostałam kilka listów.
Dostałam kilka kartek (O Australio! O Nowa Zelandio! Dobrze tam być
w słowach tej, która słońce słała...). I na nowo się wzruszam.
I na nowo odkrywam te cudowne rozmowy z adresatami i nadawcami. Na
nowo doceniam te chwile zatrzymania opisane akurat na tym a nie innym
kawałku papieru, w tej a nie innej chwili. I na nowo doceniam
cierpliwe czekanie aż poczta pokona tradycyjny dystans. I na nowo
cieszę się kiedy zaglądam ciekawo do mojej skrzynki pocztowej.
Ostatnio tyle tam było w niej niespodzianek. Każda jedna była
świadkiem mojej radości i każda jedna pospiesznymi dłońmi była gładzona.
Dlatego rozpoczynam
na nowo. Jakiś rozdział siebie. I znowu mi się chce dużo rzeczy.
I znowu mi się chce dzielić chwilami i zaklinać je na kartkach
papieru. I znowu mi się chce oczyma wyobraźni obserwować tych,
którzy moje słowa trzymają w dłoniach. Dlatego dziś zapraszam
Ciebie do mojego świata. Świata, który jest czasem totalnie na
przekór, ale tak Kawule po prostu mają :-). Tu tęcz pod dostatkiem a między ich barwami mieszkają jednorożce (i misie pluszowe... ale to inna historia...).
Jeśli masz chęć,
napisz, list, kartkę, słowo lub dwa. Daj znać, że jesteś.
Obiecuję odpisać. Podziel się swoją chwilą, tymi minutami bycia
z sobą i wewnętrznym dialogiem. Obiecuję się cieszyć jak
dziecko. Jestem ciekawa w jakim momencie Twojego życia zastaną Cię
moje słowa. Jestem ciekawa gdzie Ty złapiesz mnie w moim dniu...
A myśli swe ślijcie
na adres:
Agnieszka Kawula
Baarstr.12
58 636 Iserlohn
Germany
przeczytam przy leniwym cappuccino... odpiszę moim ukochanym piórem, które pełne atramentu czeka by niebieskości swej upuścić tu i ówdzie.
Niech moc Aloha
będzie z Wami, gdziekolwiek jesteście, cokolwiek robicie.
PS Niebawem też
ruszy na Aloha Świat nowy projekt „LISTY”. Specjalnie dla Was...
Jeszcze tylko trochę... Tu się właśnie pisze i tworzy i działa.
Efekty niebawem ;-).

Jak zwykle cudny pomysł, Kawula san :)
OdpowiedzUsuńZebrało mi się na sentymenty :-)
Usuń