- Aleś mnie umęczyła!
- No co?! Przecież chciałam się
tylko dowiedzieć co u ciebie! A Tyś się nakręciła!
- To nie moja wina, sama zaczęłaś
swoją śpiewką o zmartwieniach! Za dużo masz w sobie dobrego by nie zarażać tym
świata i rozbijać się na pierdoły typu materia. Najważniejsze są dary, które
masz, to właśnie nimi przyszłaś się tutaj dzielić. A skoro już wpadłaś na to,
że je masz to już wiesz czym to jest to zacznij ich używać. Rób swoje. Przestań
się przejmować czy te pieniądze są czy ich nie ma. Tu chodzi o to, żebyś
pozbyła się raz na zawsze lęku, przecież właśnie przychodzi do ciebie
rozwiązanie twoich największych rozterek życiowych. Sama mówiłaś, że wielu
osobom pomogłaś i to w różny sposób, finansowo także. Teraz to wszystko do
ciebie wraca, a ty się boisz i myślisz kategoriami, którymi już naprawdę nie wypada...
Jesteś inną osobą niż kilka lat temu! Czujesz, myślisz, działasz inaczej.
Otwórz się na to, co wraca, stoi przed tobą i weź! I nie ważne w jakiej postaci
to do ciebie właśnie przychodzi, nie analizuj tego umysłem. Po prostu
przychodzi, bierz. Za jakiś czas sama zobaczysz, jak wszystko zostało
perfekcyjnie ułożone, tylko się poddaj, zostaw ten umysł i wszystko: bo wiem,
bo znam, bo pamiętam, bo już tam byłam, bo i bo… Gówno prawda, nie znasz, nie
wiesz, bo to jest INNE od tego, co było! Jeszcze nie raz siebie zaskoczysz! Jak
możesz siebie poznać do końca, skoro siebie wiecznie tworzysz? Jesteś
nieograniczona, więc nie możesz siebie pojąć umysłem! Jesteś tworzeniem! Twórz,
po prostu twórz i bierz co przychodzi! Jeśli coś daje ci radochę, bierz to. Za
każdym razem kiedy się otwierasz, zarażasz świat energią Boga. Koniec kropka.
Skoro sama sobie zbudowałaś lęki, sama możesz sobie z nimi poradzić i się ich
pozbyć. Poddawaj się… I Twoje duchi niech też ci pomagajo! A nie tylko stojo i
patrzo!
- No się ostatnio rozleniwili, w
bierki za długo grali, na wakacje pojechali i myślo, że robota zrobiona!
- No właśnie! Niech zasuwajo! Nie
majo już rozśmieszać, tylko wachlować i przepędzać te wątpliwości! O, no
machajo wachlarzami, aż im pot leci! Pracujo lepiej niż wentylatory! Aż ci
włosy rozwiewa tak pracujo teraz! Wszystkie te głupie myśli ci wywieje zaraz! Pamiętaj! Masz wszystko! Jesteś
na wiecznych wakacjach, a Bóg masuje ci stopy! Unosisz się na obłokach radości
i szczęścia, zobacz to, weź to. Tak już jest od dawna. I to nie jest pycha, i
nie bądź fałszywie skromna. Masz w sobie światło i go nie chowaj! Wszystko już
masz i nie pozwolę ci żebyś to zmarnowała tylko przez jedną bierkę, która się
poruszyła.
Kim jest ta, z która właśnie
walnęła mnie z liścia tak, że głowa do teraz obraca się dookoła szyi gubiąc po
drodze wszystkie pesymistyczne myśli? No to Dorota jest. Z Suryt! Surytanka!
Kobieta tak zwykła, że aż niezwykła… Mieszka w chatce w lesie, prawie takiej
jak z piernika. U niej czas się zatrzymuje. U niej jak w inkubatorze, cieplusio
i bezpiecznie, w domu unosi się zapach wolno sączącego się rosołu, biszkoptowy
pies Dyzma pochrapuje, a kotka Kaśka przechadza się tu i tam, i tylko widać jej
tańczący szary ogon. I Dorota maluje, i zajmuje się kwiatami tworząc z nich
bajeczne kompozycje, i gotuje wyśmienicie, i aranżuje wnętrza na swój unikalny
sposób, i… I mówi… Dużo, na temat, mocno, dosadnie, z miłością, prawdziwie.
Mówi, jej słowa trafiają celnie w te miejsca w człowieku, które wymagają nowego
wglądu, jasnego światła prawdy.
Poznałyśmy się parę lat temu.
Przyjechała do mnie na masaż. Ukochałam jej ciało, utuliłam duszę. Po jakimś
czasie nasze drogi znowu się połączyły, tym razem to ona była dla mnie i
cierpliwie, i troskliwie, aczkolwiek zdecydowanie trzymała mnie mocno, trzęsąc
mną tak długo swoimi słowami, aż wytrzęsła wszystko co było we mnie fałszywe,
lękliwe, pozbawione blasku. Jej pełne mocy przekazy nie raz sprawiały, że
chciałam walnąć w cholerę ten cały mój wymysł z pisaniem, masowaniem i pracą z
drugim człowiekiem. Ale ona pokazywała mi wtedy lustro. Kazała się w nie gapić
tak długo, aż zobaczyłam, że to, co uważałam za brzydkie w istocie jest piękną
prawdą, tylko przykrytą płachtą strachu, starych konstrukcji myślowych i
złowrogich podszeptów umysłu, któremu średnio chciało się wchodzić w nowe. No i
duchi też byli z nami zawsze! Bo duchi nasze so i się ich nie boimy. Duchi same
się pojawili i tak jakoś wnieśli w nasze życie sporo radochy, spontanicznej głupawki.
Bo z Dorotą to nie tylko tak o duszy i poważnie i w ogóle. O nie. Z nią to
można do łez się zaśmiewać i to też rewelacyjny sposób na wywalenie z siebie
stęchlizny.
No dobra, to co robi Dorota?
Jeśli nie pracuje jako florystyka, czy nie maluje obrazów, czy nie aranżuje
komuś domu, pracuje z człowiekiem, telefon, skype, real, cokolwiek jest po
drodze drugiemu człowiekowi, ale połączenie głosowe musi być: - Tak do końca
nie mam świadomości co robię i jak to wszystko się odbywa - przyznaje. Każdy
dostaje to, co potrzebuje. Nie myślę, po prostu jestem otwarta na to, co
pochodzi sama nie wiem skąd, ale czuję, że jest dobre. Każdy mój przekaz jest
inny. Jestem jedynie przekaźnikiem, często po sesji nawet nie pamiętam co
mówiłam do danej osoby. Nie utożsamiam się z tym, po prostu pozwalam
informacjom przeze mnie podróżować. Zawsze dostaję końcowy obraz, czyli w jaki
sposób czyjaś dusza chce emanować w tym życiu, jaki jest jej najwyższy
potencjał. I na tym się skupiam.
Na pierwszym kroku jaki trzeba wykonać by
finale dotrzeć do tego jednego jasnego punktu czystej prawdy.
A jeśli chodzi o prawdę to tej
dotyka za każdym razem. I nie każdemu się to podoba… I tak z jednej strony
ludzie tęsknią za rozmową z Dorotą, albo za spotkaniami, ale z drugiej obawiają
się kontaktu, bo to dla nich nie jest łatwa praca, bardzo dużo się zmienia i
dzieje, a życie od razu stawia nowe próby by zweryfikować na ile zmiana jest
zakorzeniona czy dana osoba ucieknie w lęk przed nowym, czy pójdzie dalej. Ze
wszystkich prac najtrudniejszych jakie człowiek ma do wykonania to jest praca
nad sobą bo więcej nie można pokonać niż przełamać w sobie coś, co wydaje się
być niemożliwe.
- W dorosłym życiu przez jakiś
czas byłam dla innych jak chodnik na kałuży, po którym można się przechadzać
suchą i czystą stopą. Pozwalałam sobą pomiatać. Aż powiedziałam dość i przekierowałam uwagę z tego co na zewnątrz na samą siebie. Szukałam autorytetów
i każdy był lepszy tylko nie ja sama. Wierzyłam innym, zamiast szukać w sobie.
Doszło do tego, że byłam bliska śmierci… Na szczęście pojawiły się osoby, które
mi pomogły, trochę pobłądziłam, ale odnalazłam siebie. Wiele osób się ode mnie
odwróciło, ale i tak miało być…
Był czas kiedy całkowicie
odwróciła się od swojej pasji, zapomniała o niej, wręcz wyparła się jej. Można
powiedzieć historia klasyczna, po szkole, liceum plastycznym trafiła do pracy w
kwiaciarni, tam poznała swojego byłego męża. Wiadomo miłość… I dla tej miłości
zapomniała o sobie. Przez lata stała za ladą i sprzedawała wędliny. Dla niej
była to praca ciężka, a do tego klienci, którzy znali ją jako florystykę nie
mogli się pogodzić z tym, że właśnie podaje im kiełbasy, zamiast pięknych
bukietów. Aż przyszedł dzień, kiedy nie mogła tak dłużej i wszystko powoli
zaczęło się zmieniać. Rozstała się z mężem, poznała obecnego partnera Nikodema,
kupili razem ziemię w Surytach, postawili tam chatkę z piernika i każdego
serdecznie w niej witają. To tam wszystko się rozgrywa. I tam duchi so, i tam
radość, i tam spokój, i tam sanatorium dusz. I tam bywam i ja, i tam mi dobrze,
i tam wracam by naładować wewnętrzne akumulatory, pośmiać się, zatopić w
tajemnicach pobliskich lasów, pogadać o sprawach ważnych i mniej ważnych.
Zawsze wyjeżdżam z nowymi pomysłami, zainspirowana, zmotywowana, porządnie
nakarmiona i wytrzęsiona z głupich myśli. I tam też jej obrazy. Lubię sobie
przy którymś przycupnąć i pokontemplować. Zawsze czegoś nowego się o sobie
dowiaduję… To moje lustra do mnie samej.
- Często mam też tak, że malując
wiem, że muszę dać obraz konkretnej osobie – stwierdza Dorota. - Jeśli ktoś
przyjeżdża i staje przed obrazem i niemal modli się do niego, wiem, że musi go
mieć bo to jest dla niego ważne. Kiedy mój brat zobaczył obraz jaki wymalowałam
dla niego został rozłożony na łopatki. Popłakał się i powiedział: - Wymalowałaś
całe moje życie. Wymalowałaś w nim wszystko…
Choć nie przywiązuje się do
swoich obrazów do jednego ma sentyment. To OKO. Kiedy pracuje z kimś i
potrzebuje głębszego wejścia w swoją intuicję OKO prowadzi ją wszędzie tam,
gdzie ma dojść by zobaczyła wszystko to, co ma zobaczyć by pomóc drugiej
osobie, by przekaz był najczystszy jak to tylko możliwe.
- Dziś wiem, że każdy ma swój
indywidualny talent, dar i może albo go wykopać ze swojego dna i pozwolić mu
zajaśnieć tak by inni mogli ogrzać się przy jego cieple, albo przysypywać
warstwą wymówek i wstydu, wypierać i unikać – mówi Dorota. - Nie jestem nikim wyjątkowym. Czy pracuję z
ludźmi, czy robię aranżację czy robię wianki ślubne dla mnie to jest to samo,
mogę robić naprawdę wszystko. Choć jeszcze nie tak dawno wypierałam się swoich
talentów i trudno mi było je zaakceptować. Dziś znam moją moc. Dziś akceptuję
to kim jestem, nawet za cenę wykluczenia, bo nie każdy rozumie to czym się
zajmuję. Nie musi. Najważniejsze, że ja rozumiem siebie, że dobrze mi tu gdzie
jestem i kocham to, co robię.
PS Gdybyś miał ochotę porozmawiać
z Dorotą i umówić się na sesję, albo może któryś z obrazów przemówił właśnie do
Ciebie dzwoń (obrazy mają duże formaty). Ale ostrzegam, po tej rozmowie wszystko może się zmienić, pytanie
czy wykorzystasz tę szansę by żyć w swojej prawdzie.
Telefon: 666 578 408
PS Artykuł nie jest sponsorowany, a jego bohaterka nie miała wpływu na zapisane tu słowa. Dostała do wglądu by potwierdzić, że niczego nie pokręciłam i napisałam tu prawdę i tylko prawdę i tak mi dopomóż Kawula :)



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu, Twojemu ciału, zachęci do bycia blisko siebie i podzielenia się z innymi swoim patrzeniem na świat.