Dziś wywiad z Eugeniuszem Leciejem, człowiekiem wielu darów. Wykonuje zabiegi w domu klienta, w zakresie bioenergoterapii, usuwania
opętań, klątw, uroków, róży, uzależnień, usuwa stany depresyjne, oczyszcza domy
i mieszkania ze złych energii. Zabezpiecza mieszkania, domy i inne budynki, czy
teren, przed wpływem cieków wodnych, starymi metodami bez używania drogich
odpromienników. Pracuje oryginalnymi metodami wypracowanymi długoletnią
praktyką od stycznia 1983 roku do chwili obecnej. Jest prezesem Stowarzyszenia
Badań Kamiennych Kręgów w Gdyni. Opracował autorskie metody leczenia energią kamiennych
kręgów, które wykorzystuje w pracy z większymi grupami ludzi. Więcej informacji
o Stowarzyszeniu www.kamienne.org.pl
Agnieszka Kawula: Stowarzyszenie Badań Kamiennych Kręgów już jakiś czas istnieje… Jak
doszło do jego założenia?
Eugeniusz Leciej: Pierwsze spotkania i
rozmowy odbywały się w klubie oficerskim Marynarki Wojennej "Riwiera"
w Gdyni, jesienią 1997 r. prowadziła je wówczas koleżanka Zofia Piepiórka
zajmująca się od paru lat Kamiennymi Kręgami w Odrach. Podczas wyjazdu na
przesilenie zimowe do Odr, podczas przystanku w Szymbarku i wędrówki po
wzgórzach Szymbarskich powstała myśl o utworzeniu Stowarzyszenia. W styczniu 1998 r
zorganizowaliśmy pierwsze spotkanie ludzi którzy poznali już Kamienne Kręgi i
pragnących poznać te niezwykłe tajemnicze budowle. Zofia
Piepiórka była tym katalizatorem, który zebrał nas wszystkich, jakieś 25 osób.
Co prawda nasze drogi się szybko rozeszły, ale ona była inicjatorem i widać tak
miało być. Przecież wszystko jest po coś…
AK: A jak wyglądają
spotkania stowarzyszenia? Pojawia się stała ekipa czy jest pewna rotacja?
EL: Podchodzę do tego co robię z pasją. Kiedy ktoś przychodzi na
spotkania trzymam się spraw ducha i energii, a nie plotek. Zawsze mówię im, że
na pogaduchy to do kawiarni obok. I tak jestem w temacie od 15 lat, przewinęło
się dookoła mnie tyle ludzi, a nie każdy
ma takie samozaparcie jak ja. Ogólnie stowarzyszenie zajmuje się szeroko pojętą
ezoteryką. Uczę ludzi radiestezji, jak posługiwać się wahadłami…
AK: Dlaczego ezoteryka tak pana oczarowała?
EL: Jestem człowiekiem, który jak już coś pozna przestaje się tym
interesować. Dotknąłem, zbadałem, poznałem, wiedziałem na czym to polega więc
zostawiałem za sobą. Ezoteryka jest taką dziedziną, której nie można do końca
poznać, zawsze coś zaskakuje, coś nowego się urodzi. Jestem zwolennikiem
doświadczania. Zawsze mówię moim uczniom, złap coś tak samo jak ja, pokazałem
ci ścieżkę, którą możesz iść, ale to ty na nią wchodzisz, to twoje
doświadczenie, twoje poznanie, badaj sam, nie przestawaj, idź, rozwijaj się.
AK: Prowadzi pan jakiś „dziennik pokładowy” swoich odkryć?
EL: Obowiązkowo. Wszystkie badania dokumentuję, spisuję. Jestem
zawsze sceptyczny do wszelkich duchowych doświadczeń. Jednak najpierw muszę coś
zbadać zanim zacznę o tym mówić. Poświęciłem się pracy z drugim człowiekiem,
więc czuję się za tych z kim się spotykam odpowiedzialny. Dlatego ciągle się
rozwijam, sprawdzam, mierzę, badam… Tej podróży nie ma końca.
AK: A jak to było z tymi kamiennymi kręgami? Coś pana jednak do nich
intensywnie musiało przyciągać…
EL: To gdzieś tkwiło we mnie od zawsze, takie mam wrażenie…
Natomiast kręgowi mocy w Węsiorach oddałem swoje serce. Pojawiłem się tam
pierwszy raz w 1996 roku. Pojechałem z córką i jej chłopakiem, wiedziałem, że
takie miejsce mocy istnieje, budziło moją ciekawość, ale wybierałem się jak
sójka za morze. W końcu święta majowe okazały się idealnym pretekstem do małej
wyprawy. Jak tylko się tam znalazłem, poczułem to miejsce bardzo silnie. No i
się zaczęło… Tu mnie dopiero zaczęło ciekawić wiele rzeczy. I tak wiosna, lato
praktycznie co niedzielę jestem tam, odpoczywam, badam, doświadczam.
AK: Celem stowarzyszenia jest między innymi opieka nad miejscami mocy,
współpraca z władzami tych miejsc, prowadzenie obrzędów… Pamięta Pan swoje
pierwsze ceremonie w kręgu mocy?
EL: Pamiętam… Z kolegą
zjawiliśmy się w Węsiorach i tak sobie rozmawiamy, że przyjeżdżamy tu do
miejsca mocy, czerpiemy z niego energię, ale czujemy taki dyskomfort nie
zostawiając czegoś w zamian. Chcielibyśmy tym duchowym opiekunom też złożyć
jakiś hołd tylko nie wiedzieliśmy jak. I tak rozpocząłem moje poszukiwania pradawnych
obrzędów. Na targach ezoterycznych wpadła mi w ręce książka Vicca. Moje badania
trwały dłuższą chwilę, miałem tę świadomość, że z energiami się nie igra, a że
chciałem do miejsc mocy też zapraszać innych ludzi, musiałem za nich brać
odpowiedzialność i przygotować się porządnie. Najpierw więc sam zbadałem
kamienny krąg w Węsiorach, sprawdziłem jak rytuały, które robiłem wpływają na
mnie, na energetykę tego miejsca i kiedy po kilku próbach odnotowałem pozytywne
efekty, mogłem poprowadzić otwartą ceremonię.
AK: A ten pierwszy raz?
EL: Pierwszy raz
pojechaliśmy zaprzyjaźnioną grupką podczas równonocy jesienniej. Na ten
konkretny czas przygotowałem odpowiedni rytuał. Było lepiej niż się
spodziewałem. Ludzie naprawdę niesamowicie to odebrali. Sam zrobiłem pomiar
energii przed i po ceremonii. I mimo, że jak zwykle sceptycznie podchodziłem do
całej sprawy, bardzo się zdziwiłem jak mocno podniosła się energetyka miejsca
po… Pamiętam, że było kilka osób, które trochę się tego obawiało i wolało
przyglądać się na zewnątrz kręgu całemu wydarzeniu. Jak się okazało ich i nasze
odczucia się różniły. Uczestnicy w środku kręgu czuli otulające ciepło, a
obserwatorzy chłodny wir powietrza. Co ciekawe, w pewnym momencie widzę jak
jeden z kolegów będących poza kręgiem, zerwał sobie z szyi krzyż ankh i
odrzucił gdzieś daleko. Jak potem powiedział, poczuł silne pieczenie na klatce
piersiowej i nie mógł go nosić. I tak eksperymentalnie się udało. Myślałem, że
na tym koniec, że starczy…
AK: Ale?
EL: Ale kolejne osoby mnie
prosiły o ceremonie, więc zacząłem się tym parać, a kiedy opuściłem któreś z
ośmiu świąt słonecznych, czułem, że czegoś mi brakuje, jakbym się umówił na
spotkanie z kimś ważnym dla mnie i o nim zapomniał. Więc tak naprawdę
powiedziałem sobie, że albo się tym zajmuję na serio, albo dam sobie spokój.
Podjąłem się tego zobowiązania i tak do dziś spotykamy się osiem razy w roku,
robimy osiem świąt słonecznych. I nie ma zmiłuj się, niezależnie od pogody. Raz
było nawet -24 stopni… Z czasem zacząłem też eksperymentować z runą spełniającą
życzenia. Opracowałem taką runę zainspirowany książkami Sandemo i jej „Sagą o
ludziach lodu”. Wyglądem przypomina trochę symbol słońca. Przygotowuję ją
podczas każdego święta, kiedy prowadzę ceremonię. Lewą ręką przykłada się do
środkowego koła i wypowiada swoją intencję… Runa bardzo szybko zdawała swój
egzamin i robi to do dziś.
AK: Każdy może wziąć udział w takiej ceremonii?
EL: Oczywiście! Czasami
podczas ceremonii uczestniczą też dzieci. A wiadomo jak to z nimi jest, są
bardzo podatne na energię i nie raz relacjonowały otwarcie co widzą. Dzieci
widziały, a dorośli jak te sroki nic… Pamiętam ciekawe zdarzenie z pewnym
młodzianem. Zapytałem kilkuletniego chłopca jak ma na imię, odpowiedział: Karta
Kredytowa. Pomyślałem, że ze mnie sobie kpi. Zapytałem jeszcze raz. Popatrzył
na mnie zdziwiony i mówi: no przecież powiedziałem ci jak mam na imię Karta
Kredytowa. Jaka karta kredytowa? Młody był już lekko podirytowany moim
dopytywaniem i zdaje się, że całkiem serio mówił. Dzieci nie udają, mają
szczerość w sobie. Po chwili podszedł do nas jego dziadek: no powiedz panu jak
masz na imię. Chłopiec spojrzał na dziadka, na mnie: no przecież Kacper mam na
imię, cały czas to temu panu mówię. Zacząłem się zastanawiać co on chce mi
przez to powiedzieć… Zacząłem główkować… Karta Kredytowa to KK, Kamienne Kręgi,
karta kredytowa, czyli dostałem jakiś kredyt zaufania na tym terenie, obym go
nie zmarnował. Tak to wtedy odczytałem…
AK: A zdarzają się panu jakieś nowe odkrycia miejsc mocy?
EL: Oczywiście. Sporo
znajduję kamieni z charakterystycznymi porostami, świadczącymi o tym, że tu
jest właśnie miejsce mocy, choćby małe, ale zawsze. Często chodząc po lasach odnajdujemy różne kurhanowiska,
współpracujemy z muzeami, z archeologami, ale głównie zajmujemy się stroną
energetyczną miejsc mocy. Tu jest zawsze ciągły ruch, zmiany, nigdy nie jest
tak samo, ciągle coś mnie zaskakuje.
AK: Co pan ma na myśli mówiąc o ciągłym ruchu w odniesieniu do miejsc
mocy?
EL: Kręgi do 2010 roku pracowały stałym rytmem, potem rozpoczęły
się zmiany, wahania i one trwają do teraz. Niestety ma to związek ze słońcem i
wybuchami jakie na nim zachodzą. Jeszcze nie potrafię tego do końca wyjaśnić…
To tak jakby na promieniowaniu gamma do ziemi docierały obce, nowe byty i to
one powodują przeróżne zakłócenia przysparzając ludziom sporo kłopotów. Moje
przyrządy, którymi pracuję przestają przy nich działać, więc to co do nas
dociera jest nowe i niestety o wiele mocniejsze niż kiedyś…
AK: Jak bada się takie miejsca mocy i co na ich podstawie może pan
powiedzieć?
EL: Mam wahadło uniwersalne, czyli zadaję pytanie: pozytyw-negatyw,
do tego kolor wibracji, wspomagam się różnymi wykresami, choćby ten w skali
Bovisa. Energia ciągle się zmienia, więc na podstawie moich badań jestem w
stanie przewidzieć co się będzie działo w najbliższych dniach, jaka może być
pogoda i co się może dziać z ludźmi. Dla mnie ważna jest też częstotliwość
Ziemi. Już jakiś czas temu przeczytałem artykuł, że nasza planeta wzniesie się
na wyższe wibracje, aż do 40 hz, bardzo chciałem zbadać te zmiany. Nie mam
żadnego przyrządu, który rejestrowałby to zjawisko, ale poradziłem sobie
inaczej i na podstawie skali Bovisa zbudowałem skalę hertzów. I zacząłem
eksperyment. Faktycznie przez pierwsze trzy miesiące Ziemia pracowała na poziomie
7hz czyli zupełnie prawidłowo, zgodnie z tym co mówią astronomowie. Sprawdzałem
też kosmos i zaznaczałem na swoich wykresach. Potem badałem sobie częstotliwość
własnego serca, jak wibruje…
AK: A jak pan to wszystko odczuwał?
EL: Mam kolegę muzyka, który komponuje i ma do tego odpowiedni
sprzęt. Spytałem czy może na swoich przyrządach wygenerować częstotliwość 7hz.
Jasne, że tak, tylko tego nie będzie słychać, można jedynie odczuć wibrację.
AK: I jakie efekty?
EL: Szczerze… Po tej demonstracji z częstotliwością Ziemi o mało
byśmy sobie do gardeł nie skoczyli, czyli nie była to zbyt dobra wibracja.
Potem poprosiłem by puścił częstotliwość 40hz, och, oboje odczuliśmy niemal
euforię dzięki tej fali drganiowej. Przyszedł też czas na serce, moje wibrowało
wtedy na częstotliwości 24hz i tego też „posłuchaliśmy”, naprawdę czuliśmy się
cudownie. Teraz znowu wszystko się pozmieniało, był nawet moment, że Ziemia
podskoczyła do 120hz, ale mniej więcej miesiąc temu spadły jej wibracje aż do
-24hz i weszła w ciemną strefę, wtedy rozdzwoniły się u mnie telefony nawet od
ludzi, którzy nigdy nie zajmowali się żadną ezoteryką z prośbą o pomoc. Trzeba
było ich oczyszczać i ściągać negatywną energię, która się do nich podczepiała.
Obserwowałem też co się działo w kręgach. Ich energetyka też mocno spadła,
byliśmy naprawdę przerażeni, bo w miejscu mocy powinna być pozytywna wibracja,
a tam całe stada złych duchów, wręcz namacalnych. Coś tam się dzieje w tym
naszym astralu, że tak różne wibracje do nas docierają i wpływają na nasze pole
magnetyczne tak człowiek jest albo totalnym depresantem, albo staje się nagle
agresywny. I to niestety nie zawsze jest to zależne od nas.
AK: Jak się zatem bronić?
EL: Nie okazywać lęku. Najważniejsze to się nie bać, bo te niskie
byty tylko na to czekają. Warto pamiętać, że nie spotyka nas nic ponad to,
czego sami nie udźwigniemy. Czyli jeśli dzieje się jakaś nowa, trudna sytuacja,
czasem nieznana, należy się utwierdzić w sobie, w pewności, że nic złego nas
nie może spotkać, poczuć się mocnym, a negatywna energia nas nie naruszy.
Wystarczy jednak odrobina lęku i już się coś podczepia.
AK: Tak pana słucham i coraz bardziej czuję, że przygoda z kamiennymi
kręgami to dar dla pana…
EL: Tak. To był silny
przeskok w mojej duchowości. Bardzo mnie to wszystko zmieniło. Tam też
zobaczyłem strażnika kręgu… Pojawił się pod postacią mgły i przepowiedział mi,
że będę tu często przyjeżdżał. Wtedy w to nie uwierzyłem, z resztą jestem
bardzo sceptyczny do tego typu doświadczeń… Ale strażnik miał rację, ciągnęło mnie
niesamowicie. Długo po pierwszej wizycie czułem non stop niesamowity zapach.
Cały dzień to za mną chodziło… Tydzień później, skoro świt, wróciłem do Węsior.
Już chyba o 6 rano tam byłem. Strażnik powiedział mi też jak się z nim witać.
Miałem przyłożyć rękę do serca, potem ją podnieść wewnętrzną stroną przed
siebie, na znak, że moje serce jest czyste, potem podnieść dłoń ku czołu,
podnieść ją na znak, że moje myśli są czyste… I tak na przestrzeni lat im
czyściej w sercu i umyśle, tym więcej się przede mną odsłania.
AK: Widzę, że wypracował pan sobie system komunikacyjny z ukochanymi
Węsiorami.
EL: Coś w tym jest… Kamienne
kręgi mnie tak umiejętnie prowadzą po meandrach duchowości. Kuszą mnie
marchewką przed nosem, kuszą, więc poświęciłem się im, a w „nagrodę” zawsze coś
nowego mnie do nich przyciąga. Dopiero tu poczułem tę łączność z Bogiem i ufnie
idę tą droga. Kiedy jadę do pacjentów tak naprawdę uzdrawiam modlitwą, więc
ciągle dbam o tę więź z Bogiem… Moja duchowość zbudowała się właśnie tam, przy
kamiennych kręgach i tak naprawdę ona się nadal tworzy. To nie ma końca.
Spojrzałem na świat z zupełnie innej strony… Czasem ten inny świat jest bardzo
niepokojący, ale jednocześnie szalenie ciekawy.
*Żaden z zamieszczanych wywiadów nie jest tekstem opłaconym ani pisanym na zamówienie. Materiał jest sponsorowany przez samo życie i autorka tekstu czerpie z niego korzyści jedyne duchowo-towarzyskie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu, Twojemu ciału, zachęci do bycia blisko siebie i podzielenia się z innymi swoim patrzeniem na świat.